Dorastałam w dużej rodzinie. Czworo dzieci, 2 braci i 2 siostry, wszyscy mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu. Najbardziej na świecie chciałam mieć własny pokój. To dlatego zaczęłam pracować już w wieku 16 lat, a jednocześnie uczyłam się w technikum. Wiadomo, że bez wykształcenia nie mogłam znaleźć żadnej dobrej pracy, ale zawsze to był jakiś zarobek. Żyłam z myślą, że muszę się uniezależnić.
W wieku 18 lat poznałam mojego ówczesnego chłopaka. Byliśmy razem 2 lata, ale nic poważnego z tego związku nie wyszło. Znowu byłam sama, ale od dzieciństwa zdążyłam się do tego przyzwyczaić.
Kiedyś późnym wieczorem zobaczyłam młodego mężczyznę. Siedział sam na ławce pod moim blokiem i grał na gitarze. Widziałam go tutaj nie po raz pierwszy, ale wtedy postanowiłam do niego podejść. Przywitałam się, on przestał grać i uśmiechnął się do mnie. Zapytał czego bym chciała posłuchać i zaczął grać moją ulubioną piosenkę. Potem siedzieliśmy na ławce przez kolejne dwie godziny i po prostu rozmawialiśmy, o wszystkim.
Zaczęliśmy się spotykać codziennie, a potem zostaliśmy parą. Marek zaproponował, żebym się do niego przeprowadziła. Po co mamy wynajmować dwa mieszkania, skoro można zaoszczędzić trochę pieniędzy i odłożyć na własne. Miesiąc później mieszkaliśmy już razem. Było nam dobrze, rozumieliśmy się i wspieraliśmy, a w księżycowe noce grał dla mnie na gitarze. Zdecydowaliśmy, że będziemy wspólnie planować przyszłość i zaczęliśmy odkładać na własne mieszkanie, bo to było bardzo ważne i dla mnie, i dla Marka.
Moje życie zmieniło się pewnego dnia, kiedy wróciłam do domu po pracy i nie zastałam ani Marka, ani jego rzeczy, ani pieniędzy, które tak długo odkładałam. Jego telefon był poza zasięgiem, a w kuchni zobaczyłam list, w którym Marek mnie przepraszał i obiecał, że wróci, jak tylko zarobi wystarczająco dużo pieniędzy, żebyśmy mogli kupić własne mieszkanie, w którym razem zamieszkamy. Samemu będzie mu łatwiej odłożyć.
Nie wiedziałam, co mam dalej robić. Byłam zrozpaczona. No, ale byłam żywa, zdrowa, musiałam żyć dalej, jednak wiedziałam, że teraz bardzo trudno będzie mi komuś zaufać. Zostałam w tym samym mieszkaniu, miałam blisko do pracy, a poza tym już je po swojemu urządziłam. I jak by nie było mi przykro, to jednak przeżyłam w tym mieszkaniu wiele przyjemnych chwil i mimo wszystko – nadal kochałam Marka. Gdzieś w głębi serca wierzyłam, że wróci, chociaż zdrowy rozsądek mówił co innego.
Od tamtego zdarzenia minął rok. Wracałam do domu późnym jesiennym wieczorem, gdy nagle usłyszałam znajomy głos. Rozejrzałam się. Marek siedział na ławce pod blokiem, grając na gitarze moją ulubioną piosenkę. Obok niego leżał duży bukiet białych róż. Przestał grać, podeszłam bliżej, a on wstał, wziął kwiaty i wręczył mi je.
– Przepraszam, musiałem to zrobić. Kocham cię i chcę, żebyś została moją żoną. Teraz wszystko będzie inaczej. Kupiłem mieszkanie, nie, kupiliśmy mieszkanie, czeka na nas.
Rozpłakałam się, nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę, że może istnieć taka silna miłość. Powiedział prawdę. Marek kupił mieszkanie, a największą niespodzianką było to, że zapisał je na moje nazwisko.
Nigdy nie warto rozczarowywać się życiem i ludźmi. Zawsze istnieje szansa na szczęście. Ja się doczekałam i wy też na pewno się doczekacie, najważniejsze, żeby w to uwierzyć.