Wiktor z żoną Anną długo mieszkali w jednopokojowym, niezbyt dużym mieszkaniu. Tam urodził się ich syn, Franek. Ojciec rodziny pracował na dwóch stanowiskach, aby zbierać na zakup nowego, większego mieszkania. I kiedy wymagana kwota była niemalże zebrana, a do zakupu trzypokojowego mieszkania pozostało niewiele.
Wtem Anna, zaproponowała mężowi, aby jego mama sprzedała dom na wsi, przeprowadziła się do nich, a oni w ten sposób otrzymaliby brakującą kwotę. Wiktor poszedł do matki, zaproponował, że się przeprowadziła i sprzedała dom. Matka, długo myślała, kochała swoje proste gospodarstwo, z kotem Barsikiem, ale czy mogłaby odmówić synowi? Zgodziła się.
Dom został sprzedany, Wiktor kupił mieszkanie i wszyscy wspólnie świętowali parapetówkę. Babcia została umieszczona w oddzielnym, niedużym pokoju, Franek w innym, ale małżonkowie w największym. Najpierw żyli razem …
Anna opiekowała się teściową, a Wiktor był zadowolony, że matka była w pobliżu, pod dobrą opieką.
Niestety, niedługo później obecność babci zaczęła ciążyć Annie. Kobieta we wszystkim doszukiwała się problemów.
Powoli, powoli, poruszony został temat domu opieki. Wydawało się, że ludzie w podeszłym wieku żyją tam dobrze, zapewniona jest opieka całodobowa oraz lekarska. Wiktor długo się sprzeciwiał, jego matka również. Tylko Anna nie wycofała się ze swojego planu, i tak długo nakłaniała męża, aż uległ.
Staruszka słuchała w milczeniu ciągłych sporów, aż stwierdziła, że skoro tak zdecydował syn – odejdzie.
Miesiąc później trzeci pokój został zwolniony. Wiktor często odwiedzał matkę, na szczęście nie było to daleko, a potem sprawy się przeciągały, było mniej czasu na podróż i nadszedł czas, kiedy wcale nie mógł pojechać do matki.
Obudził się dwa miesiące później. Przyjechał. Wszedł do pokoju, w którym mieszkała matka, a zmiany w nim po prostu go uderzyły. Siedziała przed nim siwa, pomarszczona babcia, ze smutnymi, zgasłymi oczami. W pokoju była jeszcze sąsiadka, leżąca, przykryta kocem, z wyciągniętymi wzdłuż ciała suchymi rękami, w węzłowatych niebieskich żyłach.
Wiktor poczuł się bardzo źle. Wrócił do domu, opowiedział żonie o pogorszeniu stanu matki, jednak nie wywołało to u niej żadnej skruchy. Wzruszyła tylko ramionami: starość, czego chcesz? Mężczyznę dręczyły ogromne wyrzuty sumienia.
Podczas jego ostatniego przyjazdu matka leżała twarzą do ściany, bez względu na to, ile z nią rozmawiał, nie odwróciła się. Kolejną podróż zaplanował za miesiąc, ponieważ wówczas miał natłok pracy. Kupił jedzenie, owoce i pobiegł do matki.
… A tam powiedziano mu, że matka zmarła trzy tygodnie temu. Wręczyli mu papier z informacją, że nie ma krewnych i nie trzeba nikogo informować. To była jej ostatnia prośba.
Mężczyzna milczał, zgniótł papier rękoma, wyszedł na ganek i oparł się plecami o ścianę. Ból po prostu rozdzierał go od środka, dusza jęczała, zdawała się wywracać na lewą stronę.
Do domu przyjechał ponury. Anna zawołała do stołu, a on wyjął walizkę z antresoli, wrzucił tam swoje rzeczy. Żona patrzyła ze zdziwieniem, dokąd idziesz?
– Z dala od ciebie – powiedział przez zęby, podniósł walizkę i z siłą zatrzasnął drzwi.
Wiktor nie rozwiódł się jeszcze z żoną, ale kategorycznie nie chciał jej widzieć. Wynajął pokój, pracował i co tydzień odwiedzał grób matki, błagając o przebaczenie.