Moja teściowa, Halina, jest osobą starszą i schorowaną. Mieszka sama. Jej mąż zmarł na zawał serca trzy lata lata temu, ale ona do tej pory nie może się z tym pogodzić. Cierpi, zamknęła się w sobie, oddała wspomnieniom – nie chce i nie potrafi żyć bez ukochanego męża.
Myślę, że sama wpędziła się w chorobę
Byłam z nią u kilku lekarzy, rozmawiałam na jej temat. Każdy mówi to samo: jeżeli ktoś nie chce wyzdrowieć, to nie pomogą żadne leki, żadna, nawet najlepsza terapia. Ostatnio stan teściowej bardzo się pogorszył. Prawie nie wychodzi z domu.
Jej dzieci – czyli mój mąż i jego siostra Ewa są dla niej jedynym oparciem. A właściwie powinni być, bo tak naprawdę, to tylko ja o niej myślę i się o nią troszczę. Na początku, kiedy teściowa została sama, odwiedzaliśmy ją z mężem co kilka dni. Pocieszaliśmy, wspieraliśmy, ale także pomagaliśmy w codziennych czynnościach.
Mąż robił cięższe zakupy, ja sprzątałam. Proponowaliśmy jej nawet, żeby przeprowadziła się do nas – mamy duże mieszkanie – ale nawet nie chciała o tym słyszeć.
– Starych drzew się nie przesadza. Tutaj spędziłam z moim Władkiem najszczęśliwsze lata swojego życia i tu chcę umrzeć – powtarzała.
Nie naciskaliśmy. Nie chcieliśmy odrywać jej od starych, dobrze znanych jej miejsc. Mieliśmy nadzieję, że kiedy najgorszy ból minie, dojdzie do siebie.
Zawsze była bardzo silną osobą
Wiele w życiu przeszła, a mimo to nigdy się nie poddawała. Myślałam, że teraz też będzie podobnie… Ale zamiast lepiej było coraz gorzej. Z czasem stało się jasne, że mama Krzyśka wymaga niemal stałej opieki. Bez pomocy nie ugotowała sobie nawet obiadu, nie zrobiła prania.
Zaczęłam więc jeździć do niej co drugi dzień, później praktycznie codziennie. Mąż nie mógł mi pomagać, bo często wracał do domu dopiero późnym wieczorem. Ja pracuję w szkole, nie mam zbyt wielu godzin, więc prosto po lekcjach biegłam do teściowej. Pogadałam z nią, posprzątałam, coś tam ugotowałam. A potem pędziłam do siebie i… robiłam to samo.
No i jeszcze lekcje z dzieciakami odrabiałam. Wieczorami byłam czasem tak zmęczona, że nie mogłam usnąć. Po kilku miesiącach takiej bieganiny miałam dość. Zadzwoniłam do szwagierki i poprosiłam o pomoc.
Przecież to jej matka
Chyba powinna się nią zainteresować. Ewka obiecała, że mnie wyręczy. Raz ugotowała obiad, tydzień później zrobiła zakupy… Próbowałam jej wytłumaczyć, że to nie chodzi o jednorazową pomoc, że matką trzeba się zająć praktycznie codziennie. Ale ona nigdy nie miała na to czasu.
Zawsze coś jej wypadało. A to zebranie w szkole, a to ważne spotkanie w pracy, a to samochód się zepsuł. Nie miałam siły ani ochoty kłócić się z nią, przekonywać. W efekcie wszystko zostało po staremu.
Pół roku temu coś we mnie pękło
Może to zmęczenie dało o sobie znać a może żal, że wszystko jest na mojej głowie? Chwilę wcześniej rozmawiałam przez telefon ze swoją mamą.
– Dziecko, kiedy nas wreszcie odwiedzisz? Tata mówi, że chyba o nas już zapomniałaś. Zastanawia się, czy będziesz miała czas przyjechać na nasz pogrzeb – usłyszałam.
– Oj, mamo, nie zapomniałam… Ale wiesz, jak jest… Mama Krzyśka jest ciężko chora, codziennie muszę do niej biegać. A wy, szczęśliwie, jesteście zdrowi i świetnie radzicie sobie sami. Przyjadę… Jak tylko będę mogła – odparłam.
– To bardzo ładnie, że pomagasz Halince. Dobra z ciebie dziewczyna. Ale nie możesz się tak zamęczać! Przecież ona ma własne dzieci. Pomyśl trochę o sobie, no i o nas… Czy musimy ciężko zachorować, żeby cię wreszcie zobaczyć – zapytała rozżalona.
Zrobiło mi się potwornie smutno
Uświadomiłam sobie, że opieka nad teściową tak mnie pochłonęła, że zupełnie zaniedbałam własnych rodziców. Zapomniałam też, że mam prawo do własnego życia, spotkań z przyjaciółkami, przyjemności.
„Tak dalej być nie może” – pomyślałam i jeszcze tego samego wieczoru postanowiłam pogadać o tym z mężem.
Nie owijałam w bawełnę. Prosto z mostu powiedziałam, o co mi chodzi. Że nie mam siły już jeździć codziennie do jego mamy, że też chcę mieć trochę czasu dla siebie, dla dzieci, no i dla niego. I żeby ustalił z Ewką jakieś dyżury.
– Pomogę wam, ale nie zamierzam was dłużej wyręczać. To przecież wasza matka, nie moja – oświadczyłam na koniec.
Mąż był zaskoczony. Chyba myślał, że przywykłam już do tego, że cały ciężar opieki nad teściową spoczywa na mnie.
– W porządku, porozmawiam z Ewą. Rzeczywiście, zbyt wiele masz na głowie – przyznał.
Dotrzymał słowa
Rozmowa chyba nie była łatwa, bo wrócił z niej wściekły jak osa. Na wszelki wypadek nie wypytywałam go o szczegóły. W każdym razie kilka dni później spotkaliśmy się u nas w domu, by ustalić zakres obowiązków. Zapowiadało się bardzo pięknie.
Ewka i ja miałyśmy jeździć do teściowej na zmianę. Krzysiek obiecał robić ciężkie zakupy i raz w tygodniu porządnie posprzątać. Ja miałam gotować obiady, a Ewka robić pranie i prasowanie. No właśnie, miała… Już po tygodniu odebrałam od niej pierwszy telefon.
– Zastąpisz mnie dzisiaj? Potwornie boli mnie ząb i muszę koniecznie jechać do dentysty – poprosiła.
Zgodziłam się, bo takiej sytuacji przewidzieć nie można. Ale później był drugi taki telefon, trzeci i czwarty. Przy piątym nie wytrzymałam.
– Słuchaj, czy ty przypadkiem mnie nie oszukujesz? Coś za dużo przydarza ci się tych nagłych wypadków. I to akurat wtedy, gdy masz jechać do mamy – zauważyłam.
– No wiesz, jak możesz podejrzewać mnie o coś takiego! – obraziła się.
Więcej już nie dzwoniła. Byłam pewna, że ruszyło ją sumienie, nie szuka już wymówek i regularnie odwiedza matkę. Ale kilka dni temu spotkałam na ulicy sąsiadkę teściowej.
– Halinka to ma szczęście! – uśmiechnęła się na mój widok. – Ma taką troskliwą synową… Gdyby nie pani, siedziałaby bidulka w tym domu samiuteńka.
– Jak to? Przecież nie tylko ja się nią opiekuję. Córka odwiedza ją co drugi dzień – zdziwiłam się.
Sąsiadka zrobiła wielkie oczy.
– Ewa? Nie… Teraz widuję ją bardzo rzadko. O, kiedyś to często przyjeżdżała, jak jej dzieci były małe. Siedziały u dziadków do późnego wieczora, często nawet w weekendy. Ale teraz? Ostatni raz była chyba u mamy ze dwa tygodnie temu. Wpadła jak po ogień i tyle ją widzieli. To już syn Krzysztof częściej się pojawia, dłużej posiedzi. Robi zakupy, a ostatnio mył nawet okna – powiedziała.
Aż zatrzęsłam się ze złości
Poczekałam, aż sąsiadka sobie pójdzie i zadzwoniłam do Ewki.
– Co z ciebie za człowiek? Jak matka była ci potrzebna, to miałaś dla niej czas. A teraz co? Kula u nogi? Czy ty w ogóle masz sumienie, oszustko jedna? – wygarnęłam jej.
Myślicie, że się przejęła? Nic z tego.
– Nie masz prawa robić mi wyrzutów! Odczep się wreszcie ode mnie! Przecież się staram! Ale się nie rozdwoję! Widać nie mam aż tyle wolnego czasu co ty – odparowała i się rozłączyła.
Jestem rozżalona. Krzysiek twierdzi, że jeszcze raz porozmawia z siostrą, spróbuje przemówić jej do rozumu. Ale nie jest pewny, czy coś to da.
Bo Ewka zawsze była rozpieszczoną egoistką, lubiła wykorzystywać innych i raczej się już nie zmieni. Co więc mam zrobić? Czuję, że dopóki będę jeździć do teściowej, jej córka będzie się mną wyręczać. Chwilami mam ochotę rzucić to wszystko w diabły i zająć się własnymi sprawami.
Ale nie mam sumienia zostawić teściowej samej
Poza tym już jest jej bardzo przykro. Przecież nie jest ślepa. Widzi, że ja, właściwie obca osoba, mam dla niej więcej czasu i serca niż rodzona córka. Ostatnio zapytałam ją, dlaczego nie przyznała się, że Ewa prawie wcale jej nie odwiedza. Tylko westchnęła.
– Wiesz, zazdroszczę twoim rodzicom… Mają taką wspaniałą córkę. A ja chyba źle wychowałam moją Ewę – powiedziała.