Osiem lat temu, kiedy mój były mąż, Jurek, oznajmił, że mnie opuszcza, miałam wrażenie, że mój świat runął. Zostałam sama z dwójką małych dzieci bez żadnej rodziny w mieście, która mogłaby mi pomóc. Błagałam go, żeby tego nie robił, przynajmniej ze względu na dzieci, ale Jurek tłumaczył, że zakochał się w kimś nowym i chce być z tą kobietą. Obiecał zadbać o nasze córki, choć jego „dbanie” ograniczało się do mizernych alimentów płaconych nieregularnie.
Dla zapewnienia bytu dzieciom, pracowałam na dwóch etatach i sprowadziłam mamę z wsi, żeby się nimi opiekowała. Miałam niewiele kontaktu z Jurkiem; słyszałam jedynie, że ponownie się ożenił i jest szczęśliwy ze swoją nową żoną. Tymczasem moje życie w końcu zaczynało się układać; kariera nabrała tempa, zaczęłam więcej zarabiać.
I właśnie wtedy Jurek znów pojawił się w moim życiu. Z początku zabierał dzieci na spacery, kupował im różne rzeczy co było dla mnie totalną nowością. Następnie zaczął odwiedzać nas w domu, spędzać tutaj pół dnia, wydawać się zainteresowanym naszymi sprawami. Był tak przekonujący w roli troskliwego ojca, że nawet ja z początku mu uwierzyłam. Cieszyłam się, rozumiejąc, jak ważne dla dzieci jest mieć obydwoje rodziców.
Jednak teraz zdałam sobie sprawę, że Jurek ma zupełnie inne zamiary. Jego małżeństwo jest na skraju rozpadu, stracił pracę i nie jest już potrzebny swojej obecnej żonie. Zdaje się, że chce zyskać naszą sympatię, być może z myślą o powrocie do rodziny. Na szczęście ja się nauczyłam radzić sobie sama i nie potrzebuję go w swoim życiu.
Teraz mam zagwozdkę. Jak mu powiem, że nie chcę, żeby widywał się z dziećmi, to czy nie zrobię im tym krzywdy? Nie wiem jak pogodzić dobro dzieci z koniecznością obrony własnych granic ? To pytanie pozostaje bez odpowiedzi, ale jedno jest pewne: nie mogę pozwolić, by pozory zastąpiły prawdziwą troskę i odpowiedzialność, ani dać się wykorzystać mu po raz kolejny.
Zaczynam poważnie myśleć o rozmowie z Jurkiem. Może pora postawić sprawy jasno i wyraźnie, bez owijania w bawełnę. Mam zamiar powiedzieć mu, że jeśli naprawdę zależy mu na dzieciach, to musi to pokazać czynami, a nie słowami i pustymi gestami. Może nawet zasugeruję, żeby podszedł do tego jak do poważnej pracy – zobaczymy, czy mu się chce. Ale jeśli okaże się, że dalej chce grać w tę swoją teatrzykową szopkę, to koniec zabawy. Nie zamierzam dopuścić, żeby znów wszedł w nasze życie, tylko po to, żeby je rozwalić. Dzieciom zasługują na stabilizację, a ja na spokój.