Moja żona sama podjęła decyzję, żeby ode mnie odejść. Powiedziała, że kocha kogoś innego, spakowała swoje rzeczy i wyszła.
Oczywiście natychmiast się ze mną rozwiodła, a dzieci zostały z nią. Bardzo wtedy cierpiałem, ale przekonywałem sam siebie, że dzieci mnie kochają i nikt nie odbierze mi prawa do tego, żebym i ja je kochał i żebym nadal był ich ojcem.
Po rozwodzie sąd kazał mi płacić alimenty, z czego sumiennie się wywiązywałem. Często widywałem się z dziećmi, na weekendy zabierałem je do domu, a czasami u mnie mieszkały. Chętnie spędzałem z nimi czas, zabierałem do centrum handlowego, kupowałem ubrania, zabawki i wszystko, o co prosiły. Tęskniłem za nimi tak bardzo, że z tej radości, że mam je przy sobie, pozwalałem im na wszystko.
Oczywiście nie byłem zadowolony z tego, że moje dzieci mieszkają z obcym mężczyzną, mężem ich matki. Nie lubiłem go, a do tego jeszcze zazdrościłem, że ma przy sobie moje dzieci. Szczególnie nieprzyjemnie było mi słuchać, jak mówiły, że wujek Mariusz coś im każe robić, a czasami na nie krzyczy. Raz próbowałem porozmawiać o tym z Moniką, ale kiedy tylko to usłyszała, bardzo się rozzłościła i powiedziała, że nie pozwoli teraz dzieciom do mnie przychodzić, że więcej ich nie zobaczę.
Ale kilka miesięcy później sytuacja się zmieniła – Monice i Mariuszowi urodziło się ich wspólne dziecko, córka. Monika przestała interesować się naszymi dziećmi, a Mariusz po prostu nie mógł ich znieść w swoim domu. I tym sposobem już drugi miesiąc mieszkają u mnie.
Szczerze mówiąc, cieszyłem się, że dzieci są teraz ze mną. Martwiłem się jednak o nie, bo bardzo tęskniły za matką, a ja nie wiedziałem, jak im wytłumaczyć, dlaczego ona już ich nie potrzebuje. Dlatego robiłem wszystko, aby nie były smutne: chodziliśmy do parku, pojechaliśmy nad morze, a w tygodniu chodziły na różne dodatkowe zajęcia. Ale tak się złożyło, że w pracy były redukcje i zostałem zwolniony. Znalazłem inną posadę, gdzie płacono mi dwa razy mniej, ale nie miałem wyboru – potrzebowałem pieniędzy na utrzymanie dzieci.
A nadal płaciłem żonie wysokie alimenty. Kiedy zadzwoniłem do niej i próbowałem wyjaśnić tę sytuację, nie wykazała się zrozumieniem. Chociaż poprosiłem Monikę, żeby wystąpiła do sądu o obniżenie alimentów, odmówiła. Stwierdziła, że chce mieć jakieś zabezpieczenie na przyszłość. To było niesprawiedliwe, bo prawie całą pensję musiałem oddawać na jej utrzymanie. A przecież teraz Monika prawie nie brała udziału w życiu naszych dzieci i nie wydawała na nie żadnych pieniędzy.
Nie rozumiem, dlaczego mam własnym dzieciom odbierać od ust kawałek chleba i dawać go komu innemu? Dlaczego mam utrzymywać cudzą rodzinę? Niech Mariusz się tym zajmie.
Kilka dni później Monika sama do mnie zadzwoniła. Płakała i prosiła, żebym nie obniżał alimentów, bo razem ze swoją córeczką nie będzie miała za co żyć. Mariusz za dużo pił i zwolnili go z pracy.
Teraz siedzę i myślę o tym, co robić. Wiem, że Monika i jej mąż mnie wykorzystują. Trochę mi ich nawet szkoda. Z drugiej strony muszę myśleć przede wszystkim o moich dzieciach. Muszę przyznać, że boję się jednej rzeczy: jeśli nie zapłacę Monice pieniędzy, odbierze mi dzieci i nie pozwoli mi się z nimi widywać. Nie wiem co robić.