Gdy teściowa zdecydowała się zamieszkać z nami, byłam zadowolona, ale szybko zobaczyłam prawdziwą twarz tej kobiety

Moja mama odeszła bardzo wcześnie, więc wychował mnie sam ojciec. Nawet się nie ożenił, aby poświęcić cały swój czas i uwagę mnie. Mieszkaliśmy w małej wsi w małym domu, bo ojciec miał niewielką pensję. Po skończeniu szkoły przeniosłam się do miasta, aby rozpocząć studia. Ojciec został na wsi.

W trzecim roku uniwersytetu wyszłam za mąż za kolegę z grupy. 2 lata po moim ślubie, tata poszedł za mamą. Jako jedynaczka w rodzinie zostałam jedyną spadkobierczynią. Dom przeszedł na mnie. Wtedy z mężem wynajmowaliśmy mieszkanie, a ponieważ było to dość drogie, postanowiliśmy przenieść się do mojej wsi, do mojego rodzinnego domu. Odległość od miasta, gdzie pracowaliśmy, była niewielka, wynosiła zaledwie 15-20 minut samochodem.

Kilka miesięcy później przeprowadziła się do nas także mama mojego męża, z którą miałam dosyć ciepłe stosunki. Nie rozumiem, z czym było to związane, ale zmieniła się o 180 stopni. Ciągle zaczynała kłótnie. Czepiała się drobiazgów, podpuszczała męża przeciwko mnie.

Chodziła z niezadowoloną miną i szeptała sobie pod nosem, jaką jestem marną gospodynią. Co mnie denerwowało, to to, że mąż podczas naszych kłótni po prostu milczał, nie próbując uspokoić swojej matki. A potem przeszła nawet do gróźb. I to jakich. Groziła, że zabierze mój rodzinny dom, jeśli nie będę jej słuchać i wykonywać jej poleceń.

Powiedzieć, że byłam zszokowana – to nic nie powiedzieć. Po kolejnej kłótni zrozumiałam, że tak dalej być nie może. I kupiłam nowe zamki, kiedy gościła u siostry. Z mężem porozmawiałam i wyjaśniłam, że jeśli mnie kocha i chce zachować naszą rodzinę, to musi być po mojej stronie, a nie matki. Wróciwszy od siostry, teściowa nie mogła się dostać do domu. Wtedy mój mąż odpowiedział jej, że nadszedł czas, aby wróciła do siebie, jeśli chce szczęścia dla swojego syna.

Co myślicie, czy nie postąpiłam zbyt drastycznie?

-->