Maria zaczęła się martwić, ponieważ jej mąż i syn powinni już dawno wrócić ze spaceru. Postanowiła pójść na plac zabaw i zobaczyć, co tam robią

Długo wyczekiwany dzień wolny! Andrzej świetnie się wyspał, jeszcze leżąc w łóżku, leniwie rozmyślał o tym, jak spędzi ten dzień. Jego wyobraźnia malowała obrazy beztroskiego życia.

Kanapa kusiła, konsola do gier mrugała do niego przyjaźnie, a lodówka w kuchni tajemniczo pomrukiwała, zapraszając do zajrzenia w jej bogate w smaki wnętrzności.

Te piękne obrazy sprawiały, że Andrzej z błogim uśmiechem mrużył oczy i witał nowy dzień. Nagle do pokoju wleciał czynnik, którego nie było w jego snach, i natychmiast rozproszył marzenia Andrzeja w zakamarkach jego umysłu.

W pokoju zmaterializowała się Maria, żona Andrzeja i niszczycielka iluzji na pół etatu. Andrzejowi na początku nie spodobał się jej wygląd. Kiedy Maria tak wygląda, to znaczy, że ktoś będzie cierpiał. Najczęściej cierpiał Andrzej.

Burczało mu w brzuchu, a w gardle nagle zaschło. Andrzej próbował zasłonić się przed żoną kocem, ale ta słaba obrona została bezlitośnie przełamana.

– Już prawie dwunasta, a ty dopiero otworzyłeś oczy – powiedziała łagodnym głosem Maria.

– To mój wolny dzień – powiedział Andrzej piskliwym głosem i skrzywił się, widząc, jak żałośnie to zabrzmiało. Jego głos wcale nie brzmiał jak ryk lwa.

– Tak, ja też mam dzień wolny! Ale zdążyłam już wstać, umyć dziecko, nakarmić je śniadaniem, zrobić pranie i zacząć gotować obiad, kiedy ty leżysz na łóżku.

Jego żona, która ze sceptycyzmem obserwowała jego wysiłki, uśmiechnęła się i powiedziała, że Andrzej ma świetną okazję, aby otrząsnąć się z “pęcherzy pracy” i jednocześnie spędzić czas z synem.

Następnie zaczęła wymieniać rzeczy, które Andrzej musi dziś zrobić. Krótko mówiąc, mężczyzna umyje twarz, zje śniadanie, a następnie weźmie syna pod jedną rękę, a pod drugą chwyci różne dziecięce gadżety, tak aby Maria nie widziała ich w domu aż do wieczora.

– Sądząc po sposobie, w jaki wystawiasz dolną wargę z urazą, jesteś z czegoś niezadowolony, kochanie? Cóż, w takim razie jestem gotówa zmienić się z tobą z przyjemnością. Ja idę na spacer z synem, a ty sprzątasz mieszkanie, gotujesz obiady i kolacje, pierzesz i wieszasz pranie… – Maria zaczęła wyliczać, ale Andrzej zdążył już podciągnąć wydętą wargę i wesoło wstał z łóżka, udając gotowego do wyjścia na spacer z synem.

Raz już pokłócił się z żoną i próbował posprzątać mieszkanie, i nawet był dumny z efektu, dopóki żona nie weszła i nie zaczęła go szturchać jak kotka nosem we wszystkie brudy, których nie zauważył. I wtedy Andrzej naprawdę spróbował posprzątać i spędził na tym cztery godziny.

Aby nie przeżywać ponownie tego wstydu, Andrzej pobiegł umyć twarz i zjeść śniadanie. W tym czasie Maria zdążyła już nakarmić syna obiadem, ubrać go i skompletować stos zabawek, które Andrzej miał zabrać ze sobą.

Cudem uniknąwszy rozrzucenia stosu zabawek na drodze, Andrzej z ulgą załadował syna i jego skarb na plac zabaw. Dziecko natychmiast zanurzyło się w piaskownicy, a Andrzej usiadł na ławce, rozprostowując zesztywniałe ramiona.

Syn pracowicie przekopywał się przez stertę zabawek, za które sam Andrzej oddałby duszę. Gdy znalazł coś odpowiedniego, syn poszedł do drugiego chłopca, a Andrzej, uznając swoją misję za prawie zakończoną, wyciągnął telefon.

W tym czasie na placu zabaw pojawił się inny mężczyzna, obładowany po brzegi dzieckiem i jego sprzętem do zabawy.

Nieznajomy załadował dziecko obok piaskownicy i skierował się w stronę ławki, na której Andrzej zrobił już sobie miejsce.

Mężczyźni przedstawili się sobie, uścisnęli dłonie, po czym w milczeniu zaczęli przyglądać się dzieciom, które bez większego zainteresowania grzebały w swoich zabawkach, od czasu do czasu pokazując coś sobie nawzajem.

– My w dzieciństwie nie mieliśmy takiego dostatku – powiedział nowy znajomy Andrzeja, który nazywał siebie Adamem.

Andrzej kiwnął głową zgadzając się. Rozmowa rozpoczęła się, a mężczyźni zaczęli wspominać swoje dzieciństwo.

Przypomnieli sobie proce, drewniane szable, a nawet patyki, które niejasno przypominały pistolety.

– Tato, chodźmy do domu, nudzi mi się! – podbiegł do Andrzeja jego syn i wydął kapryśnie dolną wargę, zakłócając płynność rozmowy.

Kilka sekund później syn podbiegł do Adama z podobną prośbą. Obaj mężczyźni spojrzeli na siebie. Obaj zostali wysłani na plac zabaw przez swoje żony i obaj wiedzieli, że nie mogą teraz wrócić do domu.

– Dlaczego się nudzisz? Macie takie fajne zabawki, a mówicie, że się nudzicie! Po prostu nie umiecie się bawić! Chodź, idziemy! – Andrzej wstał z ławki i podszedł z synem do sterty zabawek. Kilka minut później dołączył do nich Adam z synem.

Maria zdążyła posprzątać dom w spokojnym tempie, pozmywać i rozwiesić pranie, ugotować obiad i wypić kawę w ciszy i spokoju, ale męża i syna wciąż nie było.

Myślała, że będzie do niej dzwonił co pół godziny, żeby zapytać, kiedy może wrócić do domu, ale wciąż nie było żadnego telefonu. Maria zaczęła się martwić.

Maria sama zadzwoniła do męża, mówiąc, że mogą wrócić do domu, myśląc, że będą tam za pięć minut, ale minęło pół godziny, a jej męża i syna wciąż nie było w domu.

Kiedy Maria zadzwoniła ponownie, dowiedziała się, że jej mąż i syn są na placu zabaw. W tym samym czasie głos mężczyzny był wyraźnie niezadowolony, jakby Maria nie przyniosła mu dobrych wieści o powrocie do domu, ale odciągnęła go od czegoś ważnego.

Niestety okna ich mieszkania nie wychodziły na podwórze, więc Maria musiała się ubrać i wyjść z domu. Zainteresowało ją zachowanie męża.

Na placu zabaw Maria zobaczyła trójkę dzieci i trzech dorosłych mężczyzn siedzących przy piaskownicy i bawiących się z ekscytacją dziecięcymi koparkami, dźwigami i innymi zabawkami.

– A moja koparka to potrafi! A twój dźwig nie ma nawet wysięgnika! – wykrzyknął Andrzej, przejeżdżając maszyną po piasku. Jego syn zaśmiał się entuzjastycznie obok.

– Ale mój dźwig ma wieżę, która się obraca i hak, który się opuszcza! -odpowiedział mu z równym entuzjazmem nieznany Marii mężczyzna, demonstrując możliwości zabawki.

– Ale ja mam samochód sterowany radiem – krzyknął trzeci dorosły mężczyzna, ale jego samochód utknął w piasku.

– Michał, włącz syrenę w naszym wozie strażackim – zawołał Andrzej do syna, a ten natychmiast wykonał polecenie.

Maria wpatrywała się w nieme zdumienie w to, co działo się w piaskownicy, dopóki nie dołączyły do niej dwie inne kobiety, prawdopodobnie żony i matki nowych przyjaciół Andrzeja i jego syna.

Kobiety spojrzały na swoich mężów, którzy nie zwracali na nie uwagi, po czym spojrzały na siebie ze zrozumieniem i zaczęły odprowadzać swoich nadpobudliwych mężów do domu.

– Chłopaki! Mam w domu helikopter sterowany radiem, przyniosę go jutro! krzyknął jeden z mężczyzn, gdy jego żona popchnęła go z tyłu w kierunku wejścia.

Helikopter… Ja mam pociąg i kolejkę, to fajniejsze – mruknął Andrzej, który również był ciągnięty do domu za rękę przez żonę. – Jutro zobaczymy, kto ma fajniejszy sprzęt!

Maria przewróciła oczami i zdwoiła wysiłki, by jak najszybciej odwieźć męża i syna do domu. Kolacja stygła na stole.

-->