Gdy babcia się przewróciła, mój tata i ciotki nie podjęli się opieki nad nią. Wraz z żoną postanowiliśmy zabrać babcię do siebie, ale nie skończyło się to najlepiej.

Jestem jedynakiem i prawie całe moje dzieciństwo spędziłem z babcią. Rodzice zajmowali się swoją firmą i nie mieli dla mnie zbyt wiele czasu. Moje ciotki – siostry taty i zarazem córki babci – mieszkały z rodzinami za granicą, więc byłem jej jedynym wnukiem w kraju. Lubiłem spędzać z nią czas i myślę, że ona również się cieszyła, że mogła się mną zaopiekować.

Niestety czas leci nieubłaganie i babcia bardzo się postarzała. W zeszłym roku spadła ze schodów i złamała nogę, co w jej wieku jest bardzo niebezpieczne. Potrzebowała czyjejś pomocy całodobowo, ponieważ poruszanie się stanowiło dla niej bardzo duży problem. Mój dziadek zmarł, gdy jeszcze byłem dzieckiem, więc mieszkała zupełnie sama. Mój tata odmówił pomocy, a ciotki stwierdziły, że nie rzucą wszystkiego, żeby przyjechać do matki na kilka miesięcy, więc pojawił się problem.

Ciocia Asia zaproponowała, że zapłaci mi za opiekę, jeśli wezmę babcię na jakiś czas do siebie. I tak miałem to zrobić, ale wiadomo, pieniądze zawsze się przydadzą, więc nie odmówiłem. Gdy tylko babcia wyszła ze szpitala, od razu przywiozłem ją do mojego domu. Moja żona nie miała nic przeciwko, a nawet się bardzo ucieszyła, że będzie miała z kim porozmawiać w ciągu dnia (akurat w tym czasie straciła pracę i ciężko jej było znaleźć nową).

Babcia mieszkała z nami przez 5 miesięcy i w tym czasie zdążyła dojść do siebie. Niczego od niej nie wymagaliśmy, a ona i tak starała się pomagać, tyle na ile pozwalał jej gips na nodze, a później orteza, noszona na czas rehabilitacji. Ogólnie wszystko się dobrze układało, ale zacząłem się zastanawiać nad stosunkiem dzieci do babci. Sam mam dzieci i nie wyobrażam sobie, że w przyszłości miałyby mnie tak traktować. Ani mój ojciec, ani ciotki, nie zadzwoniły ani razu, by zapytać jak się czuje babcia, a zawsze mi się wydawało, że mają dobry kontakt.

Pod koniec rehabilitacji babci, w moim domu pojawił się temat wyboru uczelni dla syna. Przez długie lata wraz z żoną odkładaliśmy pieniądze na lokatach, by dzieciom było łatwiej, gdy wyprowadzą się po szkole średniej. Babcia dobrze wiedziała, że odmawiamy sobie wielu rozrywek, by jak najwięcej odłożyć, a mimo to, wolała przelać własne oszczędności jednej z córek, która też posyłała dziecko na studia. Oczywiście nie oczekiwałem od niej, że da mi jakiekolwiek pieniądze, ale przez ostatnie lata powtarzała, że odkłada na swój pogrzeb, a tu nagle taka decyzja. Życzę jej długiego życia, ale przecież wszystko się może zdarzyć i kto wtedy zapłaci za pochówek i inne rzeczy z nim związane? Wiadomo, że ja.

Oczywiście nie winię babci, ale wiele razy zdarzało się, że pieniądze od ciotki nie starczały na pokrycie wydatków związanych z leczeniem i rehabilitacją. Musiałem dokładać z własnej kieszeni, nie wspominając o kosztach jedzenia. Nie wspominałem o tym nikomu, bo w końcu to moja babcia i podjąłem się opieki, ale gdybym wiedział, że zamierza przeznaczyć swoje oszczędności na taki cel, to może inaczej bym postąpił. Bez konsultacji z żoną, postanowiłem, że na ostatni etap rehabilitacji zawiozę babcię do mojego taty.

Skoro babcia nie pomyślała, żeby nas choć odrobinę odciążyć, to chciałem, by zajął się nią ktoś inny. Myślałem, że ojciec mnie zabije wzrokiem, zabrał mnie na bok i kazał mi ją zabrać z powrotem, ale odmówiłem. Jeżeli babcia po tym wszystkim wolała dać pieniądze komuś, kto ma ją gdzieś, to niech ktoś inny się nią opiekuje.

-->