Od dłuższego czasu jestem wdową, a rok temu przeszłam na emeryturę. Teraz moje życie bardzo się zmieniło, jestem smutna, nie mogę znaleźć sobie zajęcia, bo mam za dużo wolnego czasu.
Całe życie byłam wśród ludzi, bo pracowałam jako organizator imprez w naszym mieście.
Teraz nie mam z kim porozmawiać, bo mieszkam sama. Moje dzieci już dawno dorosły, mają swoje rodziny i zmartwienia. A ja jestem sama w pustym mieszkaniu.
Przychodzą do mnie, ale rzadko, bo uważają, że dopóki nie potrzebuję pomocy, nie ma sensu przychodzić do mnie codziennie. Ale ja potrzebuję komunikacji, a kiedy do nich nie dzwonię, zawsze są zajęci.
Kilka miesięcy temu przypadkowo spotkałam na ulicy mojego byłego kolegę Michała. Zaczęliśmy rozmawiać, i okazało się, że on, podobnie jak ja, od kilku lat jest singlam.
Ustaliliśmy, że spotkamy się ponownie, a potem jeszcze raz i jeszcze raz. W ten sposób nawiązaliśmy bardzo bliską relację.
Michał powiedział mi, że od dawna bardzo mnie lubił, więc zaproponował mi wspólne życie.
Propozycja bardzo mi się spodobała, ale nie mogłam podjąć decyzji bez moich dzieci, musiałam usłyszeć ich zgodę.
Gdybym wiedziała, jak zareagują moje dzieci, nic bym im nie powiedział. Powiedziały mi, że jeśli nie zrezygnuję ze swojego pomysłu, po prostu mnie porzucą.
Nie sądziłam, że stanę przed takim problemem, gdy będę musiała udowodnić własnym dzieciom, że ja też mam prawo do szczęścia.
Mam mieszkanie i emeryturę, więc tak naprawdę nie jestem zależna od moich dzieci. Nie chciałbym jednak psuć relacji z nimi.
Moje dwie córki powiedziały mi wprost, że jest już za późno na małżeństwo, więc powinnam się opamiętać i pomyśleć o wnukach. Ale ja też chcę być szczęśliwa, a nie żyć samotnie.