Nie martw się… – powiedział cicho chłopak. – Jest jeszcze moja mama…

Z Wiktorem poznaliśmy się na studiach. Mieszkaliśmy w tym samym akademiku, więc często widywaliśmy się na korytarzu. Na początku nie traktowałam poważnie jego zalotów, ale potem zgodziłam się pójść z nim na spacer.

Wszystko skończyło się tym, że zaczęliśmy się spotykać. Wiktor mi się podobał, z jego strony też czułam głęboką sympatię. Nie wiem, jak dalej potoczyłaby się nasza relacja, gdybym nie dowiedziała się, że jestem w ciąży.

– Nie mogę urodzić tego dziecka! – krzyknęłam. – Matka mnie zabije. Od tylu lat ciężko pracuje, żeby zapewnić mi przyzwoite wykształcenie. I co teraz, mam rzucić studia?!

Ale Wiktor próbował mnie uspokoić.

– Kochanie, – delikatnie mnie przytulił, – dzieci są cudowne! Zwłaszcza, że ​​się kochamy.

– Ale nie mogę przerwać studiów!

– Nie musisz z nich rezygnować. Weźmiesz urlop dziekański, a po roku wrócisz na uczelnię.

– A kto się zajmie dzieckiem?! – nie mogłam się uspokoić. – Moja mama się nie zgodzi, znam ją.

– Nie martw się… – powiedział cicho chłopak. – Jest jeszcze moja mama…

Tak jak myślałam, moja mama była po prostu wściekła, że ​​na drugim roku, zamiast zdobywać wymarzone wykształcenie, „dorobiłam się” dziecka.

– Jesteś niepoważna! – krzyknęła na mnie moja matka. – Jakie dziecko?! Sama dopiero wyszłaś z pieluch! Nie zgadzam się na to! Nie możesz na mnie liczyć…

I nie zamierzałam… Matka Wiktora, pani Olga, kiedy zobaczyła nas na progu, zrozumiała wszystko bez słów…

– Nie martwcie się, – powiedziała łagodnie ta krucha kobieta, nalewając nam herbatę. – Poradzimy sobie… Ja wychowałam Wiktora sama.

Pani Olga opowiedziała, jak ​​ojciec jej syna zostawił ją w ciąży, ponieważ znalazł „lepszą opcję do małżeństwa”.

– Zostałam zupełnie sama… – kobieta kontynuowała swoją opowieść i postawiła ciasto na stole. – Rodzice nie przyjęli mnie „z brzuchem”, bo to był wstyd dla rodziny. Ale na szczęście dobrze wychowałam mojego zucha, – delikatnie poklepała Wiktora po głowie, – i wnuka też wychowamy. Możecie na mnie liczyć…

To właśnie mama Wiktora została moim najważniejszym i jedynym doradcą nie tylko w sprawach związanych z opieką nad dzieckiem, ale też w wielu innych. Pomogła nam zorganizować ślub. Siedziała z wnukiem, kiedy ja się uczyłam. Pozwoliła nam u siebie zamieszkać, a później pomogła nam w zakupie własnego mieszkania.

Moja mama zainteresowała się swoim wnukiem dopiero, kiedy skończył sześć lat. Ale nasz syn nie był w stanie zbudować z nią relacji opartej na takim zaufaniu, jak z babcią Olgą. Myślę, że to sprawiedliwe, bo moja mama naprawdę nie chciała mieć wnuka. A teraz próbuje nadrobić to, co zostało bezpowrotnie utracone. Niestety, nie da się cofnąć czasu, tak jak wypowiedzianych kiedyś słów.

Teraz mam szczęśliwą rodzinę, dziecko, wykształcenie, o które kiedyś tak bardzo martwiła się moja mama, a nawet pracę w zawodzie. Pomimo tego, że moja mama płaciła za korepetytorów i dbała o moje wykształcenie, uważam, że nie ma żadnej jej zasługi w tym, co osiągnęłam. Nie wspierała mnie w najważniejszych chwilach – kiedy miałam zostać matką. Uważam, że we wszystkim pomogła nam mama mojego męża, która została nie tylko moją teściową, ale też mamą i najlepszą przyjaciółką!

-->