„Zięć traktował moją córkę,jak popychadło. Musiało dojść do tragedii, żeby Renata przejrzała na oczy”

„Kiedy Renata patrzyła na mnie błagalnym wzrokiem, udawałam, że nie widzę. Mówiłam jej, że żona powinna być przy mężu. Teraz pluję sobie w brodę, że wcześniej jej nie pomogłam”.

Tata był trudnym człowiekiem, często bił mamę, mnie brata. Brat uciekł na studia, ale ja nie mogłam wyjechać. Bałam się, że jak zostawię mamę samą, to tata jej coś zrobi.

– zaraz po pracy pędziłam do domu. Wiele razy namawiałam mamę, żeby poszła na pilicję, żeby wyrzuciła tatę z domu. Ale nie dała się przekonać.
– Ależ kochanie, miałabym donieść na własnego męża? A poza tym to jest przecież także jego dom.
Wiem, że to okropne, ale naprawdę odetchnęłam z ulgą, kiedy tata po pijanemu wpadł pod samochód. Byłam wolna. Nie musiałam się już bać o mamę i o siebie. Mogłam zająć się swoim życiem.

Założyliśmy rodzinę

Ryszarda poznałam na spotkaniu Klubu Samotnych Serc. Był taki nieśmiały i zagubiony. Chyba nigdy go nie kochałam. Ale zdecydowałam się założyć z nim rodzinę, bo byłam pewna, że nigdy mnie nie uderzy. Tak, to prawda. Nie miałam wygórowanych wymagań.
Wzięliśmy ślub i wiedliśmy spokojne, zwyczajne życie. Nie byłam już młoda, miałam kłopoty z utrzymaniem ciąży. Po trzech poronieniach na świat przyszła Renatka. Pragnęłam kolejnego dziecka, ale lekarka szybko wybiła mi z głowy pomysł, by starać się dla niej o rodzeństwo.

– To, że ma pani córkę, to już cud. Proszę się nią cieszyć i nie kusić losu – mówiła.

Bardzo chciałam, żeby mój dom i moja rodzina były idealne. Szorowałam mieszkanie dwa razy w tygodniu. Renatę stroiłam jak lalkę. Pilnowałam, żeby Rysiek miał zawsze nienagannie wyprasowaną koszulę. Przed niedzielnym wyjściem do kościoła przeglądałam garderobę córki i męża jak kapral na musztrze.

Bardzo chciałam, żeby moja córka osiągnęła to, czego mi się nie udało: skończyła studia. Miałam szczęście, bo Renata miała podobne plany. Dostała się na zarządzanie. Nie chciałam, żeby mieszkała w akademiku. Brałam nadgodziny, oszczędzałam, byle wystarczyło na wynajęcie dla niej kawalerki w Warszawie.

Renata w weekend wracała do domu. Co niedzielę jak zawsze szliśmy razem do kościoła. Kiedy na trzecim roku po raz pierwszy zadzwoniła i powiedziała, że zostaje w mieście, wystraszyłam się.

– Mamuś, nie martw się. Zakochałam się, i to na zabój. Ten weekend chcę spędzić z nim, ale obiecuję, że wkrótce go poznasz. Przyjedziemy jak najszybciej się da. Spodoba ci się, zobaczysz – powiedziała, ale te słowa zamiast mnie uspokoić, sprawiły, że przez kolejny tydzień nie mogłam sobie nigdzie znaleźć miejsca.

Renata przywiozła do nas Kacpra dwa tygodnie później. Rzeczywiście, nie mogłam mu nic zarzucić. Był dobrze wychowany i choć miał dopiero dwadzieścia dwa lata, doskonale wiedział, co chce osiągnąć. A moja kochana Renata była w niego wpatrzona jak w obraz.

Pobrali się zaraz po studiach. Jak wszystko w mojej rodzinie, ślub córki też musiał być idealny. Chciałam zacząć przygotowania – sala, dekoracje, muzyka. A na to, jak wiadomo, trzeba czasu.

– Mamusiu, dziękuję, że się starasz, ale nie możemy czekać. Bo wiesz… Ja jestem w ciąży.

Osłupiałam. Jasne, chciałam być babcią, ale panna młoda z brzuchem? Taka skaza na wizerunku mojej rodziny?

Musiałam odpuścić. U księdza wybłagałam dodatkowy termin trzy tygodnie później. Wesele zorganizowaliśmy w ogrodzie. Renata wyglądała pięknie. Nikt z gości się niczego nie domyślił.

Mieli ambitne plany

Młodzi zamieszkali w eleganckim apartamentowcu z wielkim tarasem. Było ich stać. Kacper robił karierę w wielkiej korporacji i dobrze zarabiał. Renata została na uczelni – prowadziła zajęcia i szykowała się do doktoratu. Widywałyśmy się dużo rzadziej. Odniosłam wrażenie, że Kacper nie lubi przyjeżdżać do naszego miasteczka ani spuszczać z oka żony.

Renata miała plan. Będzie pracować, jak długo się da. Potem weźmie pół roku urlopu macierzyńskiego. Męża przekona, żeby potem on poszedł na urlop tacierzyński – na dwa, trzy miesiące. A potem poszukają miłej niani.

Gdy o swoim planie powiedziała Kacprowi, pierwszy raz ją uderzył. Ale o tym córka powiedziała mi dopiero niedawno. Powinnam się wtedy domyślić, że córka nie dzwoni do mnie ot, tak w środku nocy. Zmusić ją, żeby powiedziała prawdę. Ale nie. W mojej rodzinie nie ma przemocy. I nie będzie. Nie ma mowy.

– Pokłóciliśmy się, mamo – Renacie łamał się głos, gdy mi o tym mówiła. – Wiesz, bardzo…

Przerwałam jej.

– Kochanie, zrozum, że w każdym małżeństwie są kłótnie. Nic się nie martw. Jutro się pogodzicie. A teraz idź spać. Dobranoc, śpij spokojnie.

W weekend bez zapowiedzi Renata przyjechała z wizytą. Choć było lato, miała bluzkę z długim rękawem.

– Jaka wspaniała niespodzianka! Rysiek, zobacz, kto przyjechał – zawołałam do męża.

Nie skomentowałam wielkiej walizki, jaką Renata wtargała ze sobą do domu. W niedzielę po południu córka spytała, czy może u nas zostać na kilka dni.

– Mam zwolnienie lekarskie. Kacper późno wraca, a ja się źle czuję sama w domu. No, mogę? Przecież na pewno się za mną stęskniłaś.

Oczywiście, że się zgodziłam. Wieczorem zajrzałam do pokoju córki, żeby dać jej ręcznik. Zobaczyłam na jej ramieniu wielkie siniaki.

Wycofałam się, zapukałam i weszłam jeszcze raz. Renata miała już na sobie piżamę. Mogłam udawać, że nic nie widziałam. I tak właśnie zrobiłam.

Żona powinna być z mężem

W poniedziałek na naszym progu stanął Kacper.

– No proszę, długo nie wytrzymałeś bez żony – zawołałam radośnie, ale zamilkłam, widząc jego minę.

– Czyli ona tu jest? Gdzie? Na piętrze? – zięć odsunął mnie na bok i wbiegł do domu.

Zanim go dogoniłam, był już w pokoju Renaty i zaczął się wściekać.

– Pakuj się. Wracamy do domu. Mam już dość tych twoich wybryków. Jesteś moją żoną, do cholery, i masz robić, co ci mówię – Kacper poczerwieniał na twarzy.

Nigdy go nie widziałam tak wściekłego. Renata spojrzała na mnie, jakby szukała ratunku. Odwróciłam wzrok.

– Renia, posłuchaj Kacpra. Jesteście rodziną, powinniście być razem.

Córka popatrzyła na mnie smutno. Jej wzrok mówił: „Rozczarowałaś mnie”.

– Dajcie mi chwilę. Zaraz będę gotowa.

Po kwadransie wyszła z pokoju z walizką.

– Pa, mamo, odezwę się.

Kacper objął ją ramieniem i poprowadził w stronę drzwi. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął triumfująco.

Przeszedł mnie dreszcz. Jego oczy były jak ze stali.

Dwa dni później wieczorem zadzwoniłam do Renaty.

– Wszystko w porządku?

– Tak, mamo, w porządku. Ale nie dzwoń do mnie o tej porze. Kacper tego nie lubi. Mówi, że wieczór jest dla nas i nikt nam nie powinien przeszkadzać.

Kacper będzie niezadowolony

Do końca ciąży widziałam córkę tylko raz, w święta. Wpadli tylko na obiad i wrócili do Warszawy. Renata miała wielki brzuch. Była blada. Nie patrzyła mi w oczy. Trzęsły się jej ręce. Tłumaczyłam, że to zmęczenie ciążą.

Renata rodziła sama. Kacper wyjaśnił jej, że przez całe wieki mężczyźni nie uczestniczyli w porodach i że tak powinno być. Nie zgodził się, żebym to ja przy niej była.

– Mamuś, Kacper mówi, że przy tobie się rozklejam, a muszę być dzielna. Nie przyjeżdżaj – poprosiła.
Wnuka zobaczyłam dopiero na chrzcinach. Choć Renata upierała się, że spotkamy się w kościele, przyjechaliśmy z mężem wcześniej. Kacper wyraźnie nie był zadowolony, że nas widzi, ale wpuścił nas do domu.

– Renata jest w sypialni – rzucił i zamknął się w łazience.

– Rysiek, idź, zrób herbatę – odesłałam męża do kuchni.

Renata z dzieckiem na ręku prasowała męską koszulę. Wyglądała na wycieńczoną.

– Mamuś, mówiłam, że spotkamy się w kościele. Mam tyle pracy. Kacper będzie niezadowolony, jak zaraz nie skończę z tą koszulą – przywitała mnie.

Powinnam zareagować inaczej. Ale zdobyłam się jedynie na to, by wyjąć jej żelazko z rąk i wyprasować koszulę za nią.

Leon nie miał jeszcze dwóch lat, gdy Renata znowu była w ciąży. Miała rodzić w październiku. Do terminu były jeszcze trzy tygodnie, więc spokojnie czekaliśmy. Nagle zadzwonił telefon.

– Mamuś, chyba rodzę, odeszły mi wody. To za wcześnie. Tak się boję – córka płakała w słuchawkę.

Tym razem nie dałam się przekonać. Wsiadłam w samochód i pojechałam do Warszawy. Gdy wpadłam do sali, Renata dosłownie wiła się z bólu. Lekarz wziął mnie na stronę.

– Moim zdaniem pani córka zaczęła rodzić, bo została pobita. Uderzona w brzuch… Zastanawiam się nad wezwaniem policji.

– Nie, błagam, żadnej policji. To jakieś nieporozumienie. Może Renata po prostu się potknęła? Mój zięć to bardzo przyzwoity i spokojny człowiek, niech mi pan wierzy – próbowałam tłumaczyć przerażona, że lekarz uzna, że jesteśmy jakąś patologią.

Tadek urodził się zdrowy, ale Renata o mało nie wykrwawiła się na śmierć. Pomimo to na własną prośbę wyszła do domu już po dwóch dniach.

– Kacper nie był w pracy już jeden dzień. Nie zgodzi się kolejny dzień opiekować się Leosiem. Musiałam wracać – tłumaczyła mi przez telefon.

Renata nas potrzebuje

Dwa miesiące później w nocy obudził mnie telefon.

– Przepraszam, że panią budzę, ale pani telefon podała nam pani córka. Zabrało ją pogotowie. Mówiła, że pani może się zająć dziećmi. Inaczej trafią do pogotowia opiekuńczego – wyrwana ze snu dłuższą chwilę nie miałam pojęcia, o czym ten mężczyzna mówi.

– Co się stało? Wypadek? – dopytywałam.

– Proszę przyjechać do mieszkania córki jak najszybciej. Wszystko wyjaśnimy, ale nie przez telefon.

Obudziłam Ryszarda.

– Musimy jechać do Warszawy, potem ci wyjaśnię szczegóły. Renata nas potrzebuje.

W płaszczach zarzuconych na piżamy pobiegliśmy do auta. Ryszard jest ostrożnym kierowcą. Gdyby nie to, że słabo widzę po zmroku, wyrwałabym mu kierownicę z rąk i sama popędziła jak na sygnale.

– Pospiesz się, błagam! – pokrzykiwałam całą drogę.

W mieszkaniu Renaty panował straszny bałagan. Ściana w kuchni była pochlapana krwią. Zamarłam.

– Córka żyje, proszę się nie martwić. Tylko jest bardzo pobita. Na policję zadzwoniła sąsiadka. Pani zięć został zatrzymany. Dzieciom nic nie jest – policjant w cywilu mówił spokojnie i rzeczowo.

Pobiegłam do dzieci. Tadek spał w łóżeczku. Leoś siedział skulony w rogu pokoju. Gdy do niego podeszłam, wtulił się we mnie i cały drżał ze strachu.

– Rysiek, zostań z nimi. Jak mały się obudzi, daj mu butelkę. Mleko w proszku postawię ci na blacie. Ja jadę do Renaty do szpitala.

Mąż próbował protestować, że nie da sobie rady, ale nie dopuściłam go do głosu. Musiał sobie jakoś poradzić. Pojechałam do szpitala.

– Pani córka jest mocno poturbowana. Ma złamaną rękę i trzy żebra, uszkodzoną wątrobę. Mąż musiał ją bić i kopać kilkanaście minut. Na prześwietleniach widać też ślady poprzednich złamań. To nie był pierwszy raz. Nie wiedziała pani? – lekarz spojrzał na mnie pytająco.

Pokręciłam głową. Kłamałam i wiedziałam, że on wie, że kłamię. Ale dał mi spokój.

Siedziałam przy łóżku Renaty do rana.

– Mamusiu, gdzie dzieci? – zapytała drżącym głosem, gdy tylko się obudziła.

– Nic im nie jest, są z tatą. Twoim tatą. Nic się nie martw. Już teraz wszystko będzie dobrze.

Nigdy sobie tego nie wybaczę

Tym razem nie kłamałam. Obiecałam sobie, że mojej córce więcej włos z głowy nie spadnie. Po wyjściu ze szpitala Renata z dziećmi sprowadziła się do nas. Nie chciała składać doniesienia na męża, ale nie musiała.

– Pani Renato. Takie przestępstwa ściga się z urzędu. Nawet bez pani zeznań panu Kacprowi zostaną postawione zarzuty – tłumaczył policjant.

Wreszcie pozwoliłam Renacie opowiedzieć mi całą prawdę. Dowiedziałam się, że Kacper znęcał się nad nią psychicznie i fizycznie, odkąd wzięli ślub. Gwałcił, próbował zrobić z niej służącą, zniszczyć jej poczucie własnej wartości. Prawie mu się udało. A ja? A ja się nie wtrącałam… Nigdy sobie tego nie wybaczę.
Ale staram się naprawić, co się jeszcze da. Przekonałam Renatę, żeby poszła na terapię. Po trzech miesiącach wróciła do żywych. I znalazła w sobie siłę do walki. Zdecydowała się zeznawać przeciwko mężowi.

– Renata, co ty robisz, jak możesz mi to robić? Przecież byliśmy szczęśliwi – Kacper próbował ją brać na litość.

Potem zaczął jej grozić. Sędzia próbował go uciszyć, ale bezskutecznie. Tym występem Kacper sobie tylko zaszkodził. Dostał wyrok bezwzględnego więzienia. Gdy już siedział, Renata wystąpiła o rozwód i pozbawienie Kacpra praw rodzicielskich do chłopców. Mieszkanie w Warszawie sprzedała.

Od dwóch lat mieszkamy razem w naszym domu. Znowu jesteśmy idealną rodziną. Co niedzielę chodzimy z dziećmi do kościoła. Za dwa miesiące roku Kacper będzie mógł po raz pierwszy starać się o warunkowe zwolnienie z więzienia. Staram się nie myśleć, co będzie, gdy je dostanie. Ale jedno wiem na pewno – nie pozwolę mu się zbliżyć do córki i wnuków nawet na metr.

-->