„Chłopak zostawił mnie zaraz po tym, gdy straciłam z nim cnotę. Spotkałam go po 30 latach i miałam okazję się odegrać”

„Wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Że mam przystojnego, mądrego i zakochanego we mnie do szaleństwa chłopaka. A on już w listopadzie mnie zostawił. Wytłumaczenie? A gdzie tam. Usłyszałam tylko: >>Było fajnie, ale to już koniec. Pa, mała<<”.

Stałam przy regale z przecenionymi sukienkami i nagle usłyszałam swoje imię i panieńskie nazwisko. Nerwowo rozejrzałam się dookoła. Nie wypatrzyłam nikogo znajomego, ale jakiś łysiejący jegomość w okularach szeroko się do mnie uśmiechał.

– Karolina, prawda?

Teraz sobie przypomniałam ten głos. Paweł. Kochałam się w nim do szaleństwa. Byliśmy nawet parą, choć on raczej mnie nie kochał. I szybko zostawił dla innej. A ja przez prawie rok płakałam w poduszkę.

Kiedy się znaliśmy, był wysportowanym blondynem z burzą loków. Teraz przede mną stał starszy pan z potężnymi zakolami. Ale sylwetkę ciągle miał bez zarzutu.

– Nic się nie zmieniłaś, serio. Od razu cię poznałem. Ale ty mnie chyba nie… Spoko, rozumiem, mam w domu lustro – Paweł uśmiechnął się. – Masz chwilę, żeby pogadać? Zapraszam na kawę. Taki przypadek trzeba wykorzystać.

Nigdzie się nie spieszyłam, więc uznałam, że czemu nie. Poza tym ciekawa byłam, co wyrosło z tego Pawełka.

Myślałam, że złapałam pana Boga za nogi

Poznaliśmy się, gdy miałam iść na studia. Paweł był ratownikiem w ośrodku wczasowym, w którym spędzałam wakacje z rodziną. Oprócz mnie byli tam sami dorośli albo małe dzieci. Może dlatego wpadłam mu w oko. Całe dnie na pomoście spędzaliśmy razem.

Mamie Paweł od razu się spodobał. Tata był sceptyczny.

– Przecież od razu widać, że ma fiu bździu w głowie. Szkoda twojego czasu. Zresztą ty teraz myśl o nauce – perorował.

Byłam świeżo upieczoną studentką zarządzania. Tata już mi zaplanował karierę. Sam pracował w banku jako kierownik średniego szczebla. Mnie widział w roli dyrektora.

Trochę odpuścił, gdy okazało się, że Paweł studiuje anglistykę, a jako ratownik tylko dorabia. Ale i tak pilnował mnie na każdym kroku. Na tych wakacjach nie posunęliśmy się więc dalej, niż do gorących pocałunków. Jednak gdy wróciłam do domu, wiedziałam, że jestem zakochana po uszy i koniecznie z Pawłem muszę przeżyć swój pierwszy raz.

Czekałam na niego aż do października. Wcześniej pisałam poetyckie listy, na które dostawałam odpowiedzi na pocztówkach z jeziorem i kilkoma słowami: „tęsknię”, „kocham cię”, „ale mi ciebie brakuje”.

W końcu Paweł wrócił. Koledze z akademika dał pieniądze na dwa seanse w kinie. Mieliśmy jego pokój tylko dla siebie na 5 godzin.

Wydawało mi się, że złapałam pana Boga za nogi. Że mam przystojnego, mądrego i zakochanego we mnie do szaleństwa chłopaka. A on już w listopadzie mnie zostawił. Wytłumaczenie? A gdzie tam. Usłyszałam tylko: „Było fajnie, ale to już koniec. Pa, mała”.

Tata nie mógł sobie darować.

– A nie mówiłem? Tylko mi się teraz tu nie mazgaj, bo cię ostrzegałem.

Mama okazała mi więcej współczucia:

– Zapomnisz o nim, nic się nie martw. I zakochasz się w facecie, który na ciebie zasługuje.

Do końca studiów nie zawracałam już sobie głowy facetami. Potem dostałam się na staż do jednego z lepszych banków i zostałam w nim na stałe. Szczebelek po szczebelku dochrapałam się stanowiska wicedyrektora. Po drodze wyszłam za mąż za bardzo poważnego analityka i urodziłam mu syna. A po latach nudnej stabilizacji, gdy Mateusz wyjechał na studia do Holandii, oboje z mężem doszliśmy do wniosku, że nic nas już nie łączy. Rozstaliśmy się bez dramatu, dalej mamy kontakt, spędzamy nawet razem święta.

Po rozwodzie miewałam przygody. Ale nawet jak się zagapiłam i z kimś związałam na ciut dłużej, szybko mówiłam: pas. Byłam szczęśliwą singielką i lubiłam swoją niezależność.

Nie miałam dużo do opowiadania

Kiedy już znaleźliśmy z Pawłem lokal i zamówiliśmy kawę – zapadła niezręczna cisza. Czy teraz powinniśmy sobie zacząć opowiadać swoje życie? Czy rozmawiać o pogodzie?

– No dobra, to ja zacznę. Bo ktoś musi – odezwał się w końcu Paweł. – No to po kolei. Żony – trzy. Wszystkie byłe. Dzieci – dwójka.
Konrad, trzydziestolatek, przedmałżeński, urodziła mi go dziewczyna, z którą się związałem na krótko, kiedy się rozstaliśmy. Nie miałem z nim kontaktu, jak był mały. Okazałem się niedojrzałym gówniarzem i nie stanąłem na wysokości zadania. Kiedy urodziła się Kaja – z drugiego małżeństwa – ogarnąłem się. Krok po kroku udało mi się nawiązać relacje z Konradem. Dziś sprawdzam się jako dziadek jego syna Antka. Kaja będzie zdawać maturę.
Ostatnia żona, 20 lat młodsza – zostawiła mnie dla trenera fitness. Zrozumiałem, że uganianie się za dziewczynami w wieku moich dzieci nie ma sensu. Miałem potem miły romans z kobietą z naszego pokolenia, ale skończył się rok temu. A zawodowo? Nuda. Zostałem PR-owcem w firmie należącej do Amerykanów. Co jeszcze… hobby? Dalej dużo pływam. Ostatnio zaraziłem się kolarstwem. Myślę, żeby kiedyś wystartować w triathlonie, tylko strasznie nie lubię biegać. Ale może się przemogę. I to już naprawdę tyle. Teraz twoja kolej.

Zaczęłam opowiadać… Nie było tego dużo. Kiedy skończyłam, zdziwiłam się, że 30 lat życia tak łatwo zamknąć w kilku zdaniach. I naszła mnie refleksja, że pewnie jeśli pożyję jeszcze kolejnych 30 lat – to w nekrologu dopisać będzie można najwyżej, że przeszłam na emeryturę i umarłam.

– Ale wiesz, że byłeś moją pierwszą miłością i że złamałeś mi serce – dodałam na koniec.

Paweł nie odpowiedział od razu…

– Wiem, zachowałem się jak gówniarz. Ale ja wtedy naprawdę byłem niedojrzałym dupkiem. Wszystko było dla mnie zabawą. Nawet mi nie przyszło do głowy, że ty możesz traktować to inaczej. Przepraszam.

Gadaliśmy jeszcze przez godzinę. Potem Paweł odprowadził mnie do samochodu. Zastanawiałam się, czy zaproponuje kolejne spotkanie. Nie miałabym nic przeciwko, rozmawiało się miło. Ale nie miałam zamiaru sama się wychylać. Jeszcze pomyśli, że wzdychałam do niego przez te wszystkie lata… Już zamykałam drzwi, kiedy Paweł je przytrzymał.

– A może zjemy razem kolację? Dasz się zaprosić? To będą takie moje porządne przeprosiny. W sobotę?

Zgodziłam się. Wymieniliśmy się numerami telefonów i pojechałam do domu.

Czy warto zawracać sobie głowę przeszłością?

Przez kolejne dni próbowałam sama ze sobą ustalić, co ja o tej całej sytuacji myślę. I o Pawle.

Raz mu zaufałam i mnie zranił. Był moją pierwszą miłością, jeszcze z czasów nastoletnich. Ludzi, którzy ułożyli sobie życie z pierwszymi miłościami, można zliczyć na palcach jednej ręki. Każdy, kto znalazł w końcu drugą połowę, najpierw musiał kilka razy się sparzyć.

Czy tych kilka chwil, które spędziliśmy razem dawno temu, powinno mieć wpływ na tu i teraz? Uznałam, że nie. I kiedy przysłał mi adres knajpy, w której zarezerwował stolik – napisałam: „do zobaczenia”.

Muszę przyznać, że się postarałam na ten wieczór. Fryzjer, nowa kiecka. Bo w sumie, czemu nie?

Paweł już na mnie czekał. Też się odstawił. Elegancka marynarka, biała koszula. I bardzo ładnie pachniał. Ponieważ opowiedzieliśmy już sobie swoje życie przez ostatnich 30 lat poprzednim razem, teraz rozmawialiśmy o zupełnie innych rzeczach. O podróżach, filmach, książkach. Nagle się okazało, że mamy wiele wspólnych zainteresowań.

Dlatego chętnie zgodziłam się na wycieczkę rowerową w następny weekend. Nie dałam się namówić na stukilometrową wycieczkę szosą, ale dwugodzinna przejażdżka po Kampinosie była w sam raz.

Paweł pomyślał o wszystkim. W sakwach miał butelkę lekkiego wina i kanapki. To było naprawdę bardzo miłe popołudnie. Wróciliśmy koło 17.

– Mam kawał łososia w lodówce, może wejdziesz na górę, przygotuję jakąś kolacyjkę.

Paweł chyba liczył na zaproszenie. W sakwach miał ubranie na zmianę i jeszcze jedno wino. Nie wiedziałam, co o tym myśleć: czy jest po prostu przezorny, czy zadufany w sobie.

Około północy zamówił taksówkę. Kiedy był już w drzwiach, nie mogłam się powstrzymać i zapytałam:

– A szczoteczkę do zębów też masz ze sobą?

Ale żeby nie wyjść na wredną sukę – tę złośliwostkę okrasiłam szerokim uśmiechem.

– Ha, jaka spostrzegawcza. – Paweł odwrócił się i zanim zdążyłam drgnąć, pocałował mnie w usta. – No więc tym razem nie, ale następnym na pewno nie zapomnę – mrugnął do mnie i zniknął.

Nie mogłam zasnąć. Próbowałam się zdecydować, czy chcę dalej brnąć w tę znajomość – wiedząc, że za chwilę zamieni się w związek, – czy nie. Bo jeśli nie, to powinnam to Pawłowi powiedzieć jak najszybciej.

Zadzwonił w środę.

– Propozycja na sobotę. Koncert, a potem kolacja u mnie. Szczoteczką możesz się nie przejmować, mam kilka zapasowych. Co powiesz?
– Mogę jutro? Muszę pomyśleć…

Wiedziałam, że kolejna kolacja, a nawet seks, jeszcze nie oznaczają, że muszę spędzić z Pawłem resztę życia. Już to przerabiałam. Ale czułam, że tym razem będzie inaczej. Bo gdzieś na dnie serca ciągle tliły się resztki mojego uczucia do Pawła. Jak tylko pozwolę, mogą się rozpalić na nowo. Czy jestem na to gotowa?

Znowu w nocy przewracałam się z boku na bok. Myśli tłukły mi się po głowie. Kusiło mnie, żeby odmówić. Tak byłoby bezpieczniej. W końcu jednak wzięłam telefon.

– Paweł? – odezwałam się. – No to opowiedz mi o tym koncercie…

A może by tak spróbować… W końcu się chłopak postarał: fajna marynarka, biała koszula. I bardzo ładnie pachniał. Punkt dla niego.

-->