Mając 82 lata, nie jestem już tak zdrowa i aktywna jak kiedyś, ale nadal samodzielnie prowadzę gospodarstwo domowe i ogród, nie zdając się na dzieci. Mój dom, zbudowany wspólnie z moim zmarłym mężem, niesie ze sobą wiele szczęśliwych wspomnień. Teraz myślę, że ten budynek, to je
dyna rzecz, na której zależy mojej rodzinie.
Wcześniej mieszkaliśmy w mieście. Nasze mieszkanie oddaliśmy synowi, kiedy się ożenił, a sami przeprowadziliśmy się tu. Niedługo potem urodziło mu się dziecko i zaczął rzadziej nas odwiedzać. Jednak po śmierci męża, mój syn całkowicie o mnie zapomniał i zostawił mnie samą.
Jego zainteresowanie moją osobą sprowadzało się do rozmowy telefonicznej przy okazji świąt. Zawsze tłumaczył się brakiem czasu z powodu pracy, ale obiecywał, że niedługo przyjedzie mnie odwiedzić, ale nie dotrzymywał słowa. W końcu przestałam wierzyć w jego obietnice. Żyłam sama, radząc sobie, jak tylko mogłam, bo z każdym rokiem sił ubywało.
W tej sytuacji pomoc nadeszła od sąsiadów, zwłaszcza od pewnego młodego mężczyzny o imieniu Krystian. Z dobrego serca podjął się w napraw i innych prac, odrzucając wszelką rekompensatę finansową. Krystian nie tylko angażował się w prace fizyczne, ale regularnie dostarczał mi żywność i lekarstwa.
Jego bezinteresowna troska była dla mnie jak promień światła w ciemności, przypominając mi, że nawet w obliczu zapomnienia ze strony najbliższych, istnieją ludzie gotowi okazać serdeczność i wsparcie. Młody mężczyzna o wielkim sercu, był uosobieniem tych wartości, którymi zawsze kierowaliśmy się z moim zmarłym mężem. Krystian stał się dla mnie nie tylko sąsiadem, ale także przyjacielem, którego życzliwość i poświęcenie z nawiązką rekompensowały obojętność mojej własnej rodziny.
To wszystko sprawiło, że postanowiłam spisać testament na korzyść Krystiana w dowód wdzięczności. Moja rodzina, która się mną nie interesowała, nie zasługiwała na nic ode mnie. Decyzja o uczynieniu go moim jedynym spadkobiercą, była dla mnie nie tylko aktem sprawiedliwości, ale także wyrazem uznania dla ludzkiej dobroci.
Gdy wnuk dowiedział się o testamencie, przyjechał do mnie z wizytą, ale było już za późno. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że dla nich liczy się tylko spadek. Poczułam, że nie ma sensu zmieniać zdania po prawie 20 latach zaniedbywania i że moja decyzja była słuszna.
Czy mylę się w swojej decyzji?