Siostra zaprosiła mnie na ślub. Ojciec dał jej w prezencie mieszkanie, co nie zaskoczyło nikogo, bo było urządzane dla niej jeszcze długo przed ślubem. Cieszyłam się szczęściem siostry, ale było mi przykro, bo mój ojciec nie kupił mi nawet długopisu do szkoły.
Miałyśmy różnych ojców, swojego nie widziałam nigdy na oczy. Zostawił mnie i mamę, gdy miałam trzy lata. Chociaż ojciec Iwony nie mieszkał z nami długo, był odpowiedzialnym człowiekiem, który troszczył się o swoją córkę. Iwona zawsze dostawała wszystko, co najlepsze.
Jej ojciec zabierał ją na zagraniczne wakacje do egzotycznych miejsc, a ja tylko słyszałam od matki: – „Nawet nie zadzwoniłaś do siostry. Musisz zrozumieć, że Edward nie jest twoim ojcem i niczego nie jest ci winien, a my mamy więcej czasu dla siebie.
Nie lubisz spędzać ze mną czasu?” Szczerze mówiąc, nigdy nie rozumiałam, dlaczego mi to mówiła. Nigdy nie dokuczałam mojej siostrze, wręcz przeciwnie, zawsze cieszyłam się jej szczęściem. Teraz było podobnie. Ale kiedy zobaczyłam zaproszenie na ślub, byłam zawiedziona. Czarno na białym było napisane: „Kategorycznie bez dzieci”.
Czego się spodziewała? Oczywiście nie przyjdę wcale na jej ślub ani wesele. Iwona bardzo dobrze zna moją sytuację, mam dwoje dzieci, jestem po rozwodzie, mieszkam w jednopokojowym mieszkaniu, za które spłacam kredyt. Skąd miałam wziąć pieniądze na opiekunkę, która zostałaby z nimi na całą noc?
W dniu ślubu zadzwoniła do mnie mama i spytała: – „Gdzie jesteś?” – „W domu, gdzie indziej miałabym być?” – „Masz jedną siostrę, która właśnie wychodzi za mąż. Pospiesz się i przyjedź”. Jak miałam się tam pojawić? Nie miałam ani pieniędzy na opiekunkę, ani prezentu. Poza tym Iwona celowo zaprosiła mnie bez dzieci, żebym nie przyszła. Po prostu nie zależało jej na mojej obecności.