Nic już jednak nie było jak dawniej, ona była inna, nie miała dla mnie czasu, kłóciła się z tatą i bardzo często wychodziła. W końcu pewnego wieczora powiedziała, że bardzo mnie kocha, ale nie może już dłużej mieszkać z tatą i musi się wyprowadzić.
Patrzyłam na nią szeroko otwartymi oczami i nic nie rozumiałam
– To gdzie teraz będziesz mieszkała? – zapytałam.
– Na razie u dziadka.
– A potem?
Mama zawahała się przez moment.
– A potem zobaczymy.
– Zabierz mnie ze sobą – poprosiłam. – Nie chcę mieszkać bez ciebie.
– Wiesz, kochanie – mama patrzyła gdzieś na ścianę – ustaliliśmy z tatą, że zostaniesz z nim. Tu jest twój dom, twoje zabawki, twój pokój.
– Zabawki zabiorę ze sobą, chcę mieszkać z tobą – upierałam się.
– Nie mogę cię zabrać, kochanie, ale będę cię odwiedzać. Obiecuję, że będziemy się bardzo często spotykać.
W ten sposób po raz drugi zostałam sama z tatą, ale tym razem już chyba na zawsze
Mama mnie odwiedzała, ale wcale nie tak często. Jeszcze na początku, kiedy mieszkała u dziadka, to owszem, nawet zabierała mnie na niedzielę. Szybko jednak się od dziadka wyprowadziła i zamieszkała ze swoim nowym partnerem, jak o nim mówiła. Tata w ogóle o nim nie mówił ani o mamie.
Kiedy go o coś pytałam, złościł się i prosił, żebym dała mu spokój.
– Ale ja bym chciała, żeby mama do nas wróciła – nudziłam.
– Ja też bym chciał – odpowiadał tata.
– To zrób coś.
– Daj mi spokój – złościł się. – Mama nie wróci, ułożyła sobie życie na nowo.
– Ale ona mówi, że mnie kocha.
– Kto ją tam wie, ciebie może i kocha.
– Jakby mnie kochała, toby mnie ze sobą zabrała – krzyknęłam kiedyś przy takiej rozmowie.
Po tych słowach tata nagle się ocknął, spojrzał na mnie, jakby mnie po raz pierwszy zobaczył.
– Amelko… Chciałabyś, żeby mama cię ze sobą zabrała? – zapytał jakby zmienionym głosem. Chciałam zawołać, że bardzo bym chciała, ale coś mnie powstrzymało. Pomyślałam, że jeśli to powiem, tata się rozpłacze, bo miał takie dziwnie błyszczące oczy. Pokręciłam głową.
– Nie – powiedziałam bardzo cichutko. – Wolę zostać z tobą.
– Bardzo cię kocham, córeczko – tata przytulił mnie mocno.
Nowi partnerzy rodziców nie przepadali za mną
Nie lubiłam jeździć do mamy, odkąd zamieszkała z Igorem. On był zupełnie inny niż mój tata, wiecznie coś mu się nie podobało, ciągle zwracał mi uwagę – że źle się zachowuję, źle odzywam, nie odstawiam talerzyka, nie myję kubeczka albo nie odkładam czegoś tam na miejsce. A najbardziej się złościł, że ruszam jego rzeczy, chociaż wcale nie ruszałam.
Może czasem, ale rzadko. Za nic nie chciałabym mieszkać z Igorem, wolałabym, aby mama się od niego wyprowadziła. Kiedy skończyłam jedenaście lat, do taty, a tym samym i do mnie, wprowadziła się ciocia Kasia. Ciocia pojawiała się u nas w domu już wcześniej. Tak naprawdę nie była moją ciocią, tylko naszą sąsiadką. Już jak mama po raz pierwszy wyjechała, ciocia przynosiła nam czasem obiad, a czasem ciasto.
Kiedy tata musiał gdzieś jechać albo pójść, zostawała ze mną. Pomagała mi w lekcjach albo czytała książki, kiedy jeszcze nie umiałam sama. Lubiłam ją, jednak teraz, kiedy z nami zamieszkała, stała się jakaś inna niż dawniej. Zachowywała się tak, jakby tata nie był już moim tatą, lecz należał tylko do niej. We wszystkim jej przeszkadzałam, opędzała się ode mnie jak od natrętnej muchy.
Ciągle słyszałam: „Amelka, idź do siebie”, „Nie przeszkadzaj”, „Zajmij się czymś”, i tak w kółko. Jeszcze gorsze było to, że tata też się zmienił. Już nie byłam dla niego ważna. Ważna była ciocia Kasia.
– Mamusiu, chciałabym mieszkać z tobą – przyznałam pewnego dnia.
Wcale nie byłam pewna, czy tego chcę, pragnęłam tylko, by mama się zainteresowała, martwiła się, że jestem nieszczęśliwa, może porozmawiała z tatą albo z ciocią Kasią. Ona jednak popatrzyła tylko na mnie i powiedziała:
– Niedługo kupimy z Igorem większe mieszkanie, może wtedy, kochanie.
– Przecież teraz też bym się zmieściła.
– Wiesz… – wahała się chwilę – jestem w ciąży, będziesz miała siostrzyczkę.
Zrobiło mi się przykro, że ta siostrzyczka będzie mieszkała z mamą, a dla mnie nie ma tam miejsca
Pomyślałam, że gdyby jej nie było, mama miałaby tylko jedną córkę, i może zabrałaby mnie do siebie.
– Wcale jej nie chcę – mruknęłam.
– Zobaczysz, bardzo ją pokochasz, jak tylko się urodzi – odparła mama. – Kupimy większe mieszkanie i jeśli tata się zgodzi, zamieszkasz z nami.
Zanim urodziła się ta siostrzyczka, okazało się, że ciocia Kasia też jest w ciąży. Tu z kolei miałam mieć braciszka. I też wszyscy się cieszyli. Oprócz mnie. Ja się nie cieszyłam, bo dla mnie nikt już nie miał czasu. Ciocia chyba wcale nie chciała, żebym pokochała małego Antosia. Jeśli w czymkolwiek chciałam pomóc, coś podać czy choćby polulać go w wózku, natychmiast mnie odsuwała, kazała iść do swojego pokoju, nie przeszkadzać i najlepiej zająć się lekcjami.
Miałam wrażenie, że wolałaby, aby mnie wcale nie było. Tata w ogóle na to nie reagował, nigdy mnie nie bronił. Zresztą on nigdy nie sprzeciwiał się cioci Kasi.
Mama zajęta małą Joasią oraz zakupem nowego mieszkania też nie miała dla mnie czasu.
Nikomu właściwie nie byłam potrzebna, wszystkim zawadzałam
Okazało się jednak, że pamiętała o swojej obietnicy, i kiedy już się urządzili, powiedziała, że tata się zgodził i mogę teraz pomieszkać trochę u niej. Nie bardzo wiedziałam, co miało znaczyć trochę, ale nie pytałam. Asia skończyła już rok i była bardzo podobna do Igora. On zresztą świata nie widział poza córką. I poza moją mamą. Znowu miałam wrażenie, że oni we troje byli rodziną, a ja tak na przyczepkę.
U mamy, co prawda, nikt mnie nie wysyłał do drugiego pokoju, żebym tylko zeszła z oczu, ale ciągle było dla mnie coś do zrobienia.
„Amelka, obierz ziemniaki”, „Amelka, pozmywaj naczynia”, „Amelka, pobiegnij do sklepu” – słyszałam co chwila. A już: „Amelka, zajmij się Joasią” – to było stałe zlecenie.
– Mamo, czy ja robię w tej rodzinie za kopciuszka? – wyrwało mi się kiedyś.
Mamę chyba zatkało. Długą chwilę patrzyła na mnie w milczeniu, zanim wreszcie się odezwała:
– Chyba przesadziłaś, córeczko. Jesteś już dużą dziewczynką i musisz mi pomagać. To przecież naturalne. – Ale dlaczego wiecznie muszę zajmować się Joaśką?
– Bo jest twoją młodszą siostrą? – odpowiedziała mama pytaniem.
– Nie chcę się nią opiekować – burknęłam ze złością.
– Myślę, że nie powinnaś się w ten sposób odzywać do mamy – odezwał się za moimi plecami Igor.
Zamilkłam. Igor uważał, że jeśli coś powie, to tak musi być, i koniec. Nie sprzeciwiałam mu się, ale im dłużej mieszkałam z nim i z mamą, tym bardziej go nie lubiłam. Mieszkałam u mamy dość długo, ale kiedy poszłam do liceum, nie mogłam już wytrzymać. I mama, i Igor uważali, że życie składa się z samych obowiązków, przynajmniej w moim przypadku.
Zaraz po lekcjach musiałam wracać do domu, bo trzeba było odebrać Joaśkę z przedszkola, a potem z nią siedzieć do przyjścia mamy z pracy. Wieczorem musiałam odrabiać lekcje, bo przecież trzeba być dobrą uczennicą.
W weekendy mama również miała dla mnie mnóstwo poleceń
– Chciałabym dzisiaj iść do kina z koleżankami – prosiłam.
– Na którą? – padało pytanie; zanim zdążyłam odpowiedzieć, słyszałam: – tylko wracaj natychmiast po kinie, bo ja i Igor wieczorem wychodzimy.
– Ale ja… Ale dziewczyny….
– Ależ musisz wrócić, Amelko. Przecież trzeba zostać z Asią.
Miałam dość bycia niańką dla Asi i kiedy mama po raz drugi zaszła w ciążę, wyprowadziłam się znowu do taty. Sądziłam, że będę miała więcej luzu, będę mogła spotykać się z przyjaciółmi, wychodzić na imprezy i spotkania. Owszem, tak było – tu po prostu nikt się mną nie interesował.
Miałam swój pokój i najlepiej, gdy wcale z niego nie wychodziłam, kiedy byłam w domu
Ani tata, ani ciotka nie interesowali się ani kiedy, ani dokąd wychodzę, nie obchodziło ich, o której wracam, czy odrabiam lekcje, czy coś jem, nic… Zaczęłam nadrabiać zaległości w imprezowaniu i natychmiast bardzo opuściłam się w nauce. Po wywiadówce, na którą jak zawsze poszła mama, rodzice się pokłócili. Mama krzyczała na ojca, że nie pilnuje mojej szkoły, lekcji i w ogóle mnie.
Ojciec nie był jej dłużny, twierdząc, że jestem już prawie dorosła i sama powinnam się pilnować. Skończyło się na tym, że znowu wylądowałam u mamy. Igor nawet nie próbował ukrywać swojego niezadowolenia. Raz usłyszałam wieczorem ich rozmowę.
– Czy ty oszalałaś, Marta – mówił do mamy. – Gdzie my się tu pomieścimy? Zaraz przecież będziesz rodzić.
– Cicho – próbowała załagodzić mama. – Damy radę. Amelia jest już prawie dorosła, pomoże przy dziecku.
– No, nie wiem. Dobrze wiesz, że wcale nie jest chętna do pomocy.
Pół nocy wtedy nie spałam. Chyba po raz pierwszy tak wyraźnie zdałam sobie sprawę z tego, że nikt mnie nie chce, nigdzie nie ma dla mnie miejsca.
Każde z rodziców ma własną rodzinę, a ja tylko zawadzam
„Szkoda, że nie mam dziadków, bo może u nich mogłabym zamieszkać” – myślałam.
Do matury mieszkałam u mamy, ale nie czułam się tam jak w domu. Pomagałam jej we wszystkim, przy sprzątaniu, gotowaniu i przy siostrach, bo były już dwie. Przede wszystkim jednak się uczyłam, chciałam dostać się na studia. Zaraz po egzaminach wynajęłyśmy z dwiema koleżankami małe mieszkanko i wyprowadziłam się z domu. Mama nie protestowała, a Igor był wprost zachwycony. Sam zaproponował, że pomogą mi z mamą finansowo.
Cieszył się, że w końcu zejdę mu z oczu, chyba nigdy mnie nie lubił. W ten sposób rozpoczęłam swoje samodzielne życie. U ojca prawie nie bywałam, mojego młodszego brata prawie nie znam. Do mamy wpadałam, owszem. Zresztą ona często dzwoniła do mnie, prosiła, żebym przyszła posiedzieć z siostrami…
Początkowo próbowałam odmawiać, ale w sumie lubiłam swoje siostry. Tak naprawdę czułam się bardzo samotna i opuszczona. Kiedy na Boże Narodzenie Igor zabrał całą rodzinę w góry, nikt nie pomyślał o mnie, o tym, że zostaję sama.
Nie przyznałam się wtedy koleżankom, że nie mam gdzie pójść, wstydziłam się
Ojciec zadzwonił złożyć mi życzenia, ale nie zapraszał. Spędziłam wtedy święta samotnie. Postanowiłam, że na następne też gdzieś wyjadę i nie będę liczyć na rodzinę, której właściwie nie mam. Na drugim roku studiów poznałam Wiktora. Studiował informatykę, dorabiał sobie pracą w barze i miał pięcioro rodzeństwa. Mamie się nie spodobał.
– Po co ci taki biedak? Znalazłabyś sobie chłopaka z porządnej lekarskiej albo prawniczej rodziny – powtarzała.
A ja, kiedy chodziłam do Wiktora, czułam się tam jak we własnym domu. Ciepłym, pełnym wzajemnej życzliwości i zainteresowania. Domu, w którym przyjęto mnie bez żadnych warunków, gdzie mnie… chciano. Pobraliśmy się, gdy byłam na trzecim roku. Witek pisał pracę magisterską. Moja mama była niezadowolona.
– Jesteś za młoda na małżeństwo – powtarzała mi. – Najpierw powinnaś skończyć studia.
– Ty wcale nie byłaś starsza…
– Dlatego wiem, co mówię.
Kochałam Wiktora, on kochał mnie, chcieliśmy być małżeństwem. Zamieszkaliśmy w malutkiej, skromnej kawalerce. Na większą nie było nas stać. Teraz już nie spędzam świąt samotnie, teraz spędzam je wspólnie z rodziną Wiktora. Moja mama nas nie zaprasza, ojciec tym bardziej. Chwilami mam wrażenie, że teściowie są mi bardziej rodzicami niż tamtych dwoje.