Grażyna aż usiadła z wrażenia. Rozejrzała się po podwórku i zauważyła kilka toreb stojących pod domem. Marzena biegała w tą i z powrotem, coś wynosiła, coś wnosiła do domu. Grażyna poczuła, jak ogarnia ją niemoc, przestała czuć cokolwiek. Bałagan na podwórku był niczym w porównaniu z tym, co kątem oka zauważyła przez otwarte na oścież drzwi domu.
Kiedy tylko wysiadła z samochodu, uderzył ją w nos gryzący zapach dymu.
– Co tu się dzieje? Skąd ten smród? – zapytała przechodzącą obok niej osobę.
Przechodzień wzruszył ramionami, uśmiechnął się i powiedział:
– To Marzenka puszcza z dymem chałupę.
Grażyna spojrzała zaskoczona na osobę, która jej odpowiedziała. Zorientowała się, że to miał być żart, jednak ona nie czuła się rozbawiona. Postanowiła podejść do biegającej z torbami kobiety i się przywitać. Miała właśnie poznać swoją synową, którą do tej pory widziała tylko na skype’a.
Grażyna wznosiła modły do Nieba. Jej dziecko urodziło się tak słabe, że lekarze nie rokowali żadnych nadziei na przeżycie. Grażyna należy jednak do osób, które nigdy się nie poddają. Obeszła wszystkich znanych jej specjalistów. Przez sześć lat walczyła o każdy oddech swojego syna, imając się wszelkich możliwych metod i dziękując Bogu za każdy dzień.
Mąż Grażyny nie umiał sobie z tym poradzić i zostawił rodzinę. Nie miała do niego żalu. Płakała ale dała sobie radę. Po prostu starała się o tym nie myśleć. Wybrała swoją drogę i się jej trzymała.
Nigdy nie zapomni zdziwionych oczu pewnego profesora, kiedy przyprowadziła do niego szesnastoletniego syna. Początkowo nawet nie chciał uwierzyć, że to jest to samo dziecko, któremu wróżył rychłą śmierć. Był pod wrażeniem tego, że udało jej się wywalczyć życie tego dziecka.
Kiedy jej syn skończył technikum i nie dostał się na studia dzienne, Grażyna postanowiła wyjechać za granicę, by mieć pieniądze na sfinansowanie prywatnej uczelni. Jej syn był inteligentny ale wiele lat spędził na edukacji domowej, ze względu na swoją chorobę. Miał przez to trochę zaległości a ona chciała, by miał dobre wykształcenie. Nie chciała go zostawiać, jednak sytuacja ją do tego zmusiła.
Dzięki temu, że jej siostra mieszkała za granicą, nie miała problemów ze znalezieniem pracy. Jej syn studiował, poznał dziewczynę, zakochał się a później ożenił. Ona cały ten czas spędziła w innym kraju. Grażyna opłaciła cały okres studiów syna oraz jego ślub. Na początku młodzi mieszkali w akademiku ale kiedy Marzena zaszła w ciążę, postanowili przenieść się do jej rodziców na wieś. Jej syn zaczął pracę w pobliskim przedsiębiorstwie. Grażyna pomagała dzieciom, jak mogła. Wysyłała pieniądze, ubrania dla dziecka, płaciła za różne naprawy. Chociaż bardzo chciała wrócić do kraju, wiedziała, że aby pomóc synowi, nadal musi pracować w Niemczech.
W końcu nadszedł czas, kiedy nie mogła już wytrzymać i postanowiła wrócić do domu. Przez ten czas dorobiła się trzech wnuków, których widziała jedynie przez skype’a. Pracowała w Niemczech przez dwanaście lat. W tym czasie nie miała wakacji, oszczędzała na wszystkim, byle tylko pomóc swojemu dziecku. Miała dosyć. Poczuła, że czas wracać. Wypożyczyła samochód, załadowała go prezentami dla wnuków i pojechała do domu.
Kiedy dojechała pod adres, który podał jej kiedyś syn, nie wiedziała czy dobrze trafiła. Przed nią stała na wpół zawalona chata ogrodzona zniszczonym odrodzeniem. Zresztą chyba nie można było tego nazwać ogrodzeniem, gdyż każda sztacheta wyginała się w innym kierunku. Wokół pełno było dymu. Zakrywając usta chusteczką, postanowiła zapytać się gospodyni tego domu o drogę do mieszkania jej syna.
Z ogniska rozpalonego na środku podwórka wystawał rękaw takiej samej kurtki, jaką kiedyś kupiła dla synowej. Pomyślała nad tym, przez ile czasu jadła tylko makaron, by kupić Marzenie tą markową rzecz. Wokół ogniska leżało pełno rzeczy, wśród których rozpoznała te zakupione przez nią. Młoda kobieta stała i wrzucała worki z ciuchami do ognia. Grażyna zauważyła dziecięce ubranka i pluszowe zabawki.
– Marzenka? – spytała z zakłopotaniem Grażyna, rozpoznając swoją synową. – Co Ty robisz?
– Oooo…mama! – zawołała zaskoczona Marzena. – A skąd Ty się tu wzięłaś? Nie oczekiwaliśmy Cię. – rzuciła spłoszone spojrzenie na stos rzeczy przy ognisku. – Palę stare, brudne rzeczy. – odpowiedziała na wcześniejsze pytanie.
Grażyna aż musiała usiąść z wrażenia. Rozejrzała się po podwórku i zauważyła jeszcze kilka podobnych toreb. Marzena się krzątała, wnosząc i wynosząc następne pakunki. Grażyna poczuła ogarniający ją bezwład. Jeszcze większy szok przeżyła, kiedy zobaczyła, że w jednym pokoju znajdują się kurczaki, a w drugim gołębie.
– Zbyszek hoduje gołębie na sprzedaż. – powiedziała Marzenka z dumą, kiedy Grażyna spojrzała ze zdziwieniem na ptactwo w domu.
Pod jej nogami leżały połamane zabawki i brudne ciuchy. Jedynym w miarę przyzwoitym miejscem w domu okazały się salon, kuchnia oraz łazienka.
Grażyna po wizycie u synowej udała się do sołtysa, by spytać, dlaczego rodzina jej dziecka mieszka w takich warunkach.
– No cóż – odparł sołtys – Zbyszek nie jest zbyt dobrym pracownikiem. Trzymają go w zakładzie tylko dlatego, że nikt inny nie chce tam pracować. A Marzenka pochodzi z alkoholowej rodziny. Nie można im jednak nic zarzucić, bo dzieci chodzą nakarmione, czyste i ładnie ubrane.
Grażyna nie mogła zrozumieć co się stało z rodziną jej syna. To prawda, nie był przyzwyczajony do pracy, bo ona była taka wdzięczna za to, że on przeżył, że nie pozwalała mu nic zrobić w domu. A później za wszystko płaciła sama, nawet jak dorósł i mógłby sam na siebie zarobić. Marzena też nie miała dobrego przykładu, wychowując się w patologicznej rodzinie.
Grażyna spojrzała z rezygnacją w niebo i cicho połknęła łzy. I co jej pozostało? Jak ma żyć ze świadomością, że syn nie potrafił wykorzystać tylu lat jej poświęcenia?