Byliśmy szczęśliwi
Mimo to uważam, że dzieci powinny być dziećmi. Dla własnej rodziny chciałam więc czegoś innego. I na szczęście mogłam sobie na to pozwolić. Nigdy nie pracowałam zawodowo. Władek może nie zarabiał kokosów, ale na wszystko spokojnie wystarczało. Dom był zawsze posprzątany, ciepły obiad czekał na każdego z domowników, a wieczorami zamiast stresującej gonitwy z nadrabianiem obowiązków i szykowaniem się na następny dzień, mieliśmy czas na odpoczynek.
Lata mijały, a ja wcale nie czułam potrzeby, by cokolwiek zmieniać. Byliśmy szczęśliwi, a nasze codzienne życie było idealnym przykładem modnego dziś slow life, tylko że nikt tego wtedy tak nie nazywał.
Dzieci rosły i nie potrzebowały już tyle uwagi, z czasem znalazłam więc nowe pasje – szydełkowanie, uprawa ogródka i pieczenie ciast sprawiały mi wiele satysfakcji. Wielkim przeżyciem były dla mnie narodziny pierwszego wnuka. Młodzi świetnie sobie radzili, wiec nie chciałam się wtrącać. Aż do czasu, kiedy Kubuś skończył rok, a Basi skończył się urlop macierzyński.
Muszę im pomóc
Wprawdzie oni planowali poradzić sobie sami i wysłać małego do żłobka, ale nie mogłam na to pozwolić. Mój wnusio był jeszcze taki malutki. Serce mi się krajało na myśl, że miałby dzień w dzień zostawać na osiem godzin z obcymi kobietami, które mają na głowie całą grupę dzieci.
— Przecież z nim zostanę — powiedziałam. — Mieszkamy niedaleko, mogę przychodzić nawet wcześniej, żebyście mieli czas spokojnie zjeść śniadanie i wybrać się do pracy.
— Naprawdę? To wspaniale! — synowa wyraźnie się ucieszyła. — Nie śmiałam o to prosić, ale tak chyba rzeczywiście będzie lepiej.
— Oczywiście. I nie rozumiem czemu się krępowałaś. Przecież jestem jego babcią, to mój obowiązek zająć się wnukiem.
— Tak, ale wie mama jak to czasem bywa. Dzisiejsze babcie są inne, mamy moich koleżanek jakoś nie wyrywają się do pomocy. Zamiast siedzieć z wnukami wolą chodzić do fryzjera, kosmetyczki, klubów seniora, na jogę.
— Ja tam nie potrzebuję takich rzeczy. A dziecko jest przecież najważniejsze.
Z czasem obowiązków przybywało
Kubuś rósł jak na drożdżach i świetnie się rozwijał. Był zdrowym, wesołym chłopcem, ale bardzo żywym. Wszędzie go było pełno i nie potrafił zbyt długo usiedzieć w jednym miejscu. Po całym dniu z nim spędzonym, nieraz czułam się naprawdę wyczerpana. Szczególnie, że dość szybko przestał zasypiać na popołudniowe drzemki.
Gdyby opieka nad nim była moim jedynym obowiązkiem, pewnie nie czułabym się jeszcze tak bardzo wyczerpana. Jednak robiłam znacznie więcej. Zaczęło się bardzo niewinnie.
— Czy mogłaby mama obrać ziemniaki na obiad? Ja niestety nie zdążyłam, a zaraz muszę wychodzić —
Basia rzeczywiście biegała jak szalona po mieszkaniu w poszukiwaniu torebki i kluczy, a w kuchni panował spory chaos.
— Oczywiście, to żaden problem, leć już, bo się spóźnisz.
Nie tylko obrałam te ziemniaki, ale też ugotowałam zupę na następny dzień i posprzątałam w kuchni. W końcu młodzi byli tak zajęci, że przyda się im trochę oddechu.
— Mamo, nie zdążę już oddać koszuli do pralni — powiedział kilka dni później Piotrek. — Czy mogłabyś to zrobić? Mam ważne spotkanie w piątek, a dziś muszę zostać po godzinach.
— Nie ma sprawy.
Zanim się obejrzałam, cały dom był na mojej głowie
Te z początku drobne przysługi, niepostrzeżenie stały się normą. Zamiast próśb o obranie ziemniaków słyszałam pytania co dziś na obiad, stosy prania czekały na wyprasowanie, a listy zakupów leżały na stole
—Przydałoby się odkurzyć.
— Wypadałoby umyć okna.
— Kuba nie ma zimowej kurtki, a w weekend nie zdążymy pojechać do sklepu.
— Rachunki nie zapłacone, a już po terminie.
Niby nikt nie mówił wprost, że to ja mam się tym zająć, ale można było się domyśleć, że Piotrek i Basia właśnie tego oczekują.
— Może wyjdziemy dziś wieczorem do kina — niechcący usłyszałam jak mój syn rozmawia z żoną w sypialni.
— A Kubuś?
— Przecież mama z nim zostanie.
— No można zapytać, ale cały dzień z nim siedziała, to może chciałaby już iść do domu — Basia miała wątpliwości.
— No co ty. A co niby ma do roboty w domu? Wieczór przed telewizorem z ojcem?
Zrobiło mi się przykro. Mój syn nawet nie pomyślał, że mogłabym mieć swoje plany, a zresztą nawet wieczory przed TV z Władkiem należały ostatnio do rzadkości, bo przecież jeszcze miałam obowiązki we własnym domu.
Tak dłużej być nie może
Halinę spotkałam przypadkiem. Wpadłyśmy na siebie podczas zakupów. Opalona, ze świeżymi pasemkami i nienagannym manicure, wyglądała doskonale.
— Masz chwilkę? Chodźmy na kawę — zaproponowała. — Znam świetne miejsce niedaleko.
Wprawdzie miałam już wracać do domu, bo zaplanowałam na wieczór robienie przetworów, ale postanowiłam, że ten jeden raz nic się nie stanie, jak odpuszczę.
— Opowiadaj, co tam u ciebie? — zapytałam, kiedy już usiadłyśmy w przytulnej cukierence. — Promieniejesz, widać emerytura ci służy.
— O tak, nareszcie mam czas zająć się sobą, a nie tylko obowiązki i obowiązki. Właśnie wróciliśmy z Grecji.
— Cudownie, nawet nie wiesz jak ci zazdroszczę!
— Ale dlaczego masz mi zazdrościć? — zdziwiła się. — Pakuj walizki i też się gdzieś wybierz. Nie powiesz, że was nie stać, czasu też chyba macie pod dostatkiem.
— To nie takie proste…
— Przepraszam Tereska, może to nie moja sprawa, ale wszystko u was w porządku? Zdrowi jesteście? Bo wyglądasz na zmęczoną, przydałyby ci się jakieś wakacje.
— Nie, w porządku. Po prostu nie mogę pozwolić sobie na wyjazd. Piotrek i Basia pracują całymi dniami i nie miałby kto zostać z Kubusiem.
— Rozumiem — Halina pokiwała głową ze zrozumieniem. — Pewnie nie mają wakacyjnego dyżuru w żłobku. W przedszkolu mojego wnuka też był tylko przez pierwszy miesiąc i teraz będę musiała im trochę pomóc. Ale to tylko dwa tygodnie, bo potem przejmie go druga babcia, a od września już zaczyna zerówkę.
Spotkanie z Haliną dało mi do myślenia. Wieczorem stanęłam przed lustrem. Poszarzała twarz, zapadnięte oczy, włosy, które już dawno nie widziały fryzjera. Wyglądałam jak kupka nieszczęścia. I tak też się czułam.
Może i sama do tego dopuściłam, bo przecież zawsze lubiłam zajmować się domem i rodziną, ale chyba siły już nie te i najwyższy czas pomyśleć o sobie.
Zebrałam się na szczerą rozmowę. Wszystko poszło nie tak
— Wiecie, ja już nie jestem taka młoda i nie mam tyle sił co kiedyś — zaczęłam.
— No co ty mamo, przecież masz masę energii, wszystko ci idzie jak z płatka.
— Nieprawda. Jestem już tym wszystkim zmęczona. Kocham Kubusia, ale on jest bardzo absorbujący, a jeszcze muszę przy nim ogarnąć obiad, sprzątanie, prasowanie i wiele waszych spraw. Mam już dość, chciałabym mieć też jakiś czas dla siebie, wyjść gdzieś, pojechać na wakacje — wybuchłam i aż się zawstydziłam, bo wypowiedziane na głos zabrzmiało to znacznie ostrzej, niż sobie wyobrażałam.
Patrzyli na mnie zszokowani i przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. W końcu odezwał się Piotrek.
— Ale o co ci chodzi? Przecież zawsze to robiłaś i było dobrze. Tata mówił, ze spotkałaś się z tą Haliną. To pewnie ona nagadała ci jakichś głupot. Kreuje się na wyzwoloną feministkę, chwali się na prawo i lewo gdzie to nie była i czego nie robiła. A jak wygląda! Te krótkie spódniczki, czerwone pazury, szpilki. No po prostu w waszym wieku pewnych rzeczy nie wypada. Mamo, daj spokój, przecież sama zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza. Nie możesz odstawiać jakichś fanaberii. Szczególnie teraz.
— Teraz? — zdziwiłam się.
— Jestem w ciąży — powiedziała Basia.
Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać
Nowina była przecież wspaniała, ale jakoś nie potrafiłam okazać radości. Po ostatnich dwóch latach czułam się zupełnie wyczerpana, a na myśl, że obowiązków przybędzie, robiło mi się słabo.
Najbardziej chyba jednak zabolało mnie to, co powiedział mój syn. Wyraźnie dał mi do zrozumienia, że moje potrzeby się tutaj nie liczą. Z przykrością też uświadomiłam sobie, że to ja sama przekazałam mu takie wzorce. Na wychowanie już chyba za późno, ale może jeszcze znajdę w sobie dość siły i rozsądku by zawalczyć o siebie.