Dwupokojowe mieszkanie za worek ziemniaków. Moja teściowa stwierdziła, że powinnam przepisać moje mieszkanie na jej syna.
Znam Adama od czasów studiów. Na ostatnim roku studiów postanowiliśmy się pobrać, mimo, że moi rodzice byli przeciwni mojemu małżeństwu z nim, nic nie mówili. Zamieszkaliśmy w mieszkaniu, które dostałam od babci w prezencie. Ona sama wyjechała za granicę.
Po ślubie rodzice jako ślubny prezent kupili nam nowe meble. Pierwszy miesiąc był cudowny. Wspieraliśmy się nawzajem, wspólnie gotowaliśmy i rozmawialiśmy o przyszłości. Jednak sielanka nie trwała długo. Adam ciągle zmieniał pracę. Nigdzie nie mógł zagrzać dłużej miejsca, bo zawsze coś mu się nie podobało. W jednej firmie szef był zły, w drugiej koledzy to frajerzy, w trzeciej mało płacili i tak dalej.
Ja pracowałam jako pielęgniarka, płaciłam za media, kupowałam artykuły spożywcze, bo na pensję Adama nie było co liczyć. Kiedy ja byłam na dyżurze, on przesiadywał z kolegami w pubach, zostawiając tam dużo pieniędzy. Zaszłam w ciążę i musiałam iść na urlop macierzyński, a Adam znalazł kolejną pracę.
Nie podobała mu się perspektywa dojazdu do pracy komunikacją miejską. Więc powiedział: „Musimy kupić samochód. Musisz mi dać pieniądze, które dostajesz w czasie urlopu macierzyńskiego.” Odmówiłam mu, gdyż oszczędzałam na ubranka dla dziecka. On ze swojej pensji nie byłby w stanie mnie spłacić, zresztą nie wiadomo jak długo popracuje w tej pracy. Adam obraził się i poprosił matkę o pieniądze.
Miesiąc później został zwolniony z tej pracy. Rodzice pomagali nam finansowo, a teściowa przywoziła worki ziemniaków i różnych innych warzyw z ogródka. Kiedy urodziło się dziecko, Adam zaproponował: „Ty pójdziesz do pracy, a ja zajmę się dzieckiem. I tak nie mam szczęścia do roboty.” To przelało już czarę goryczy. Złożyłam pozew o rozwód. Mąż przeprowadził się do kawalerki swojej matki.
Po jakimś czasie teściowa zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Jutro przyjedzie po ciebie Adam, pojedziecie do adwokata. Przepiszesz mu swoje dwupokojowe mieszkanie, a ja nie zostawię ciebie i mojego wnuka na ulicy.
Wprowadzisz się do mojej kawalerki.” Kiedy zaczęłam się oburzać i argumentować jej, że mieszkanie jest moje i nie ma możliwości, żebym z niego zrezygnowała, wpadła w złość. „Dałam ci pieniądze na samochód. Pamiętasz, ile ziemniaków ci dałam? Trzy tony, to koszt kilku tysięcy złotych, pozwę cię i zabiorę ci mieszkanie!” Teściowa opowiadała kompletne bzdury, chciała zamienić moje mieszkanie na worki ziemniaków i swoją starą kawalerkę. Oczywiście sąd oddalił pozew, mieszkanie zostało w moich rękach, a mąż zabrał tylko samochód.