Nazywam się Lidia i mam trzydzieści sześć lat. Mój mąż i ja rozwiedliśmy się dawno temu, w tym roku będzie już sześć lat. Powód rozwodu był niezwykle poważny, a przynajmniej dla mnie – zdradził mnie i odszedł do kobiety, której zrobił dziecko jeszcze w czasie trwania naszego małżeństwa. Niebawem po rozwodzie wzięli ślub i wtedy praktycznie zupełnie kontakt nam się urwał – nie wiedziałam, co dzieje się w jego życiu i w sumie mnie to już nie interesowało.
Ja nie bieduję, mogę powiedzieć, że żyje mi się naprawdę dobrze. Mam własną kawalerkę, dobrą pracę na przyzwoitym stanowisku. Nie zamierzam ponownie wychodzić za mąż – ledwo przeżyłam pierwszy rozwód, więc po co znowu ryzykować, że ktoś mnie ponownie tak okrutnie zrani. Jestem jednak w dość luźnym związku z pewnym mężczyzną, ale nie mamy dzieci i nie planujemy.
W zeszłym tygodniu przyszedł do mnie Sławek, mój były mąż. Nie widziałam go już od wielu lat, więc byłam niesamowicie zaskoczona jego wizytą. Chciałam od razu go wyrzucić z mieszkania, ale nie zdążyłam tego zrobić. Sławek podzielił się ze mną smutną wiadomością: jego syn jest chory. To nowotwór, naprawdę straszna diagnoza. Leczenie dziecka jest naprawdę bardzo kosztowne, potrzebuje specjalnym leków, które nie są refundowane. W ten sposób znaleźli się w ciężkiej sytuacji finansowej, więc razem ze swoją żona (tak, to ta sama kobieta, która wcześniej była jego kochanką) postanowili pójść do mnie po pomoc.
Mam odłołoną pewną kwotę pieniędzy. Niedawno sprzedałam moje drugie mieszkanie, które kiedyś odziedziczyłam po babci. Nie mam pojęcia, skąd mój były się o tym dowiedział, ale miał świadomość ile dokładnie mogłam dostać za tę nieruchomość, ponieważ taką kwotę podał jako tę, której pilnie potrzebuje. Brzmi jak niesamowity zbieg okoliczności, nieprawdaż?
Jeszcze nie myślałam o tym, na co wydam pieniądze. Zawsze marzyłam o samochodzie, ale najpierw trzeba mieć prawo jazdy. Teraz niestety nie mam czasu na to, aby chodzić na kurs i zdawać egzaminy. To jednak wciąż moje pieniądze i nie muszę się nimi z nikim dzielić. Życie może być bardzo nieprzewidywalne, może nagle sama ich będę potrzebować na swoje leczenie. Zastanawiam się, czy gdybym to ja zachorowała, to czy były i jego ukochana pożyczyliby mi chociaż złotówkę na moje leczenie? Raczej w to wątpię.
„Wyobraź sobie tylko, co teraz przeżywa moja kochana Marianka!” – mówił były o swojej żonie. Niestety z jakiegoś powodu nie próbował sobie wyobazić, jak ja się teraz czuję albo co przeżywałam w przeszłości, kiedy wychodził z domu na schadzki z tą kobietą, nawet nie bardzo to przede mną ukrywając. Kiedy się rozwodziliśmy to nalegał na podzielenie majątku na pół, nawet sztućce chciał podzielić po połowie. Mówił, że potrzebuje rzeczy dla jego nowej rodziny. Patrzyłam wtedy na moje mieszkanie i nie byłam mu niczego winna, wszystko kupiłam jeszcze przed ślubem, sama spłacałam kredyt. Ileż obelg wtedy padło w moim kierunku! Okazało się, że jestem podła kobietą, skoro nie chcę dać niczego na start młodej rodzinie. Teraz ci sami ludzie chcą, żebym się wczuła w ich sytuację!
Sławek obiecał przynieść mi wszystkie dokumenty i zaświadczenia, aby przekonać mnie do tego, że diagnoza jest prawdziwa. Nie chcę jednak tego widzieć. Od razu zdecydowałam, że nie dostaną ode mnie żadnych pieniędzy mimo tego, że Sławek obiecał, że wszystko zwrócą w ratach. Wiem jednak, że po leczeniu zapewne będzie musiał przejść rehabilitację albo przechodzić kolejną kurację lekami, za które także będzie trzeba płacić, więc koszty się nie skończą. To w końcu nie jak pożyczka w banku, w którym nie toleruje się spóźnień w spłacie kredytu.
Powiedziałam to wszystko Sławkowi, a ten nagle zaczął na mnie krzyczeć. Pytał, co ma zrobić, żebym zmieniła zdanie. „Mam upaść przed Tobą na kolana, czy co?!”.
Nie chcę, żeby padał na kolana, chcę tylko jednej rzeczy: aby na zawsze dał mi święty spokój. Przeszłam już zbyt wiele przez tego człowieka, więc nie chcę go już widzieć. Wygląda jednak na to, że nie odpuści tak łatwo – Sławek zapowiedział, że odezwię się do mnie później, aż przemyślę sprawę. Ja jednak podjęłam już ostateczną decyzję.
Dręczą mnie jednak trochę wyrzuty sumienia. Z jednej strony to moje pieniądze i nie muszę się nimi z nikim dzielić, ale z drugiej to mały chłopiec, który nic mi nie zrobił i gdyby ktoś z moich bliskich zachorował, na przykład siostrzeniec, to zapłaciłabym za leczenie.
Nie chcę jednak pomagać Sławkowi i jego Mariance.