Skończyłam podstawówkę, gimnazjum i dwie klasy gastronomika. Szkołę rzuciłam, bo zaszłam w ciążę. Ojcem Uli jest Janusz, do którego wzdychały wszystkie dziewczyny z naszego miasteczka. Janusz miał dwadzieścia jeden lat, czarny, starannie wypielęgnowany wąs i włosy na żel. Pracował jako pomocnik ślusarza i chwalił się, że za kilka lat będzie miał swoją firmę. Kiedy na dyskotece poprosił mnie do wolnego, o mało nie zemdlałam. Potem zaproponował, że odprowadzi mnie do domu.
Spotkaliśmy się jeszcze kilka razy. Na trzeciej randce zaciągnął mnie do szopy sąsiada, rzucił na stertę śmieci i pozbawił dziewictwa. Potem zrobiliśmy to jeszcze na tylnym siedzeniu furgonetki Janusza, w jego wynajmowanym pokoju (musiałam tam wejść przez okno) i pod drzewem w parku.
Potem przez miesiąc Janusz nie miał dla mnie czasu. Mówił, że pracuje, ale że bez niego mam nigdzie nie chodzić i czekać. Bożena powiedziała mi, że jestem głupia, że Janusz na dyskotece obściskiwał się z inną, ale jej nie wierzyłam. Jak zaczęłam się źle czuć to myślałam, że to z nerwów. Wymiotowałam.
– Aśka, ty się dałaś bzyknąć temu Januszkowi? Bo mi to się widzi, że ty jesteś w ciąży – zawyrokowała Bożena.
Wystraszyłam się
Ale kiedy lekarka potwierdziła diagnozę, pomyślałam, że to w sumie dobrze. Wykombinowałam sobie, że teraz Janusz będzie musiał się ze mną ożenić! Łatwo nie było. Janusz próbował się wykręcić.
– Dziewczyno, jakie dziecko?! Ja uważałem, na pewno nie tylko mnie dupy dawałaś – takim tekstem zareagował na moje rewelacje.
Ale ciąży nie mogłam już dłużej ukrywać. Mama się domyśliła. A kiedy dowiedział się tata, to najpierw sprał mnie, ale potem poszedł ma rozmowę z Januszem. Nie wiem, co mu zrobił czy powiedział, ale po powrocie powiedział, że jutro idzie do księdza dać na zapowiedzi.
Na ślubnym zdjęciu brzucha prawie nie widać. Zamieszkaliśmy w wynajętej kawalerce. Po narodzinach Uli Janusz pił trzy dni. Z pierwszych dwóch lat życia córki pamiętam zmęczenie. A potem Janusz dostał pracę w fabryce w Gdańsku i się wyprowadziliśmy.
Ula poszła do przedszkola. Odżyłam. Zaczęłam szukać pracy. Ale co może robić ktoś bez żadnego wykształcenia? Trochę sprzątałam, pracowałam na zmywaku, roznosiłam ulotki. Miałam na słodycze dla Uli, kosmetyki. Janusz nie dawał mi zbyt dużo pieniędzy. Coraz więcej pił. Pierwszy raz uderzył mnie w Wigilię. Mieliśmy jechać do domu. Janusz wrócił z pracy koło 16, pijany.
– Coś ty narobił? Ula tak się cieszyła na Wigilię u dziadków. I jak się tam teraz dostaniemy? Pekaesem?
Zanim powiedziałam coś więcej, jego pięść wylądowała na mojej twarzy. Zaskoczył mnie, straciłam równowagę i runęłam na stół. Obolała zamknęłam się z Ulą w sypialni. Wytłumaczyłam jej, że do dziadków pojedziemy rano.
Moje miejsce jest przy mężu?
Siniaka na twarzy zapudrowałam, na ile umiałam. Jestem pewna, że wszyscy go zobaczyli, ale nikt nie zapytał. Dwa lata temu po kolejnym biciu zabrałam Ulę i pojechałam do rodziców. Powiedziałam mamie prawdę.
– Możemy zostać? Znajdę pracę, obiecuję – poprosiłam.
Mama poszła porozmawiać z tatą.
– Asia, nic z tego. Zgadzamy się z tatą, że twoje miejsce jest przy mężu. Trzeba było pomyśleć, zanim mu się oddałaś. Możesz zostawić u nas Ulę. Ale ty musisz wracać.
Nie wyobrażałam sobie życia bez córki. Wróciłyśmy obie.
Przez ostatni rok Janusz bił mnie już regularnie. Czasami bałam się, że mnie zabije. I zrobi krzywdę Uli. Kiedyś, jak Janusz wracał pijany, chowała się, jak jej kazałam. Ale ostatnio nie chciała. A kiedy Janusz zaczynał mnie bić, łapała go za rękę i płacząc, wołała:
– Tatusiu, zostaw mamusię, zostaw!
Raz odepchnął ją tak mocno, że się przewróciła i rozcięła czoło. Zrozumiałam, że dłużej nie możemy tak żyć. Ula miała iść od września do szkoły. Musi mieć bezpieczne miejsce, gdzie będzie mogła się uczyć. Byłam w opiece społecznej.
– Nie mamy na razie wolnych lokali socjalnych. Zresztą pani ma gdzie mieszkać, więc oczywiście mogę panią zapisać na listę oczekujących, ale to bardzo długa lista.
Próbowałam znaleźć pracę, z której dam radę wynająć chociaż pokój. Bezskutecznie. Podjęłam decyzję. Odwiozę Ulę do rodziców. Niech tam idzie do szkoły. A sama znajdę jakiś przytułek. Albo zamieszkam pod mostem…
Możemy sobie pomoc nawzajem!
Zanim zdążyłam to zrobić, oberwałam po raz kolejny. Tym razem Janusz złamał mi nos i chyba jakieś żebro. Nie mogłam oddychać, musiałam pojechać na pogotowie. Ulę zostawiłam u sąsiadki. Pani Maria nie lubiła dzieci, za każdym razem obiecywałam, że to ostatni raz. Na pogotowiu kolejka. Przede mną czekało trzech pijaczków, chłopak z zakrwawioną ręką i starsza pani, którą na wózku popychał syn.
– Tomek, nie, wytrzymam, daj spokój – nie chciałam podsłuchiwać, ale starsza pani mówiła bardzo głośno. – Nie ma mowy, to zbyt krępujące. Może poszukaj pielęgniarki, to mi pomoże.
Pan Tomasz zaczął się bezradnie rozglądać po korytarzu. Nigdzie nie było widać żadnej pielęgniarki.
– Przepraszam, może ja pomogę? Chodzi o łazienkę, prawda? – zapytałam.
Pan Tomasz spojrzał na mnie z wdzięcznością.
– Naprawdę, mogłaby pani? Mama jest taka uparta…
Zabrałam starszą panią do łazienki. Żebra bolały mnie niemiłosiernie, ale udało mi się pomóc jej się rozebrać i przesiąść na sedes.
– Co się pani stało? – zagadnęła starsza pani, gdy już wróciłyśmy do poczekalni.
– Poślizgnęłam się pod prysznicem – skłamałam.
– No proszę. To tak jak ja – przez chwilę myślałam, że kobieta ze mnie kpi. Ale ona opowiadała dalej. – Słabo chodzę od dwóch lat, ale po domu sobie jakoś radziłam. Chciałam się umyć, ale nogi poleciały mi do przodu i upadłam. Coś trzasnęło i już nie wstałam. Tomek znalazł mnie pięć godzin później.
Pan Tomasz kiwał głową.
– Tyle razy mówiłem mamie, że powinien z nią ktoś mieszkać albo żeby przeniosła się do mnie. Ale ona nie chce. No i nie wiem, co teraz zrobię, bo wyjeżdżam za dwa dni na dwa miesiące do Dubaju. Służbowo, duży kontrakt, nie mogę tego odwołać. Gdzie ja w dwa dni znajdę opiekunkę?
Po wyjściu od lekarza, który nastawił mi nos, w poczekalni minęłam się z panem Tomaszem i jego mamą.
– Wracamy z prześwietlenia. Jest źle… Złamanie z przemieszczeniem. Operacja za cztery dni. Muszę odwołać wyjazd – pan Tomasz rozłożył bezradnie ręce.
Już znikali za rogiem, kiedy podjęłam decyzję.
– Panie, Tomaszu, halo! – zawołałam. – Może ja mogę pomóc? Bo ja chwilowo nie mam pracy. Mogłabym się zaopiekować pana mamą, dopóki pan nie wróci.
Postanowiłam nie przyznawać się na razie do Uli, żeby wszystkiego nie popsuć. Bo co to za opiekunka z dzieckiem? Uli będzie dobrze u dziadków, a ja przynajmniej nie będę musiała mieszkać na ulicy. Mężczyzna się zatrzymał.
Widziałam, że się bije z myślami
– No tak, może to jest jakiś pomysł, ale… Ale ja pani nie znam. Raczej nie ma pani referencji, skoro się tym nie zajmowała.
– Proszę, to jest mój dowód. Może pan sfotografować i mnie sprawdzić, nie wiem, na policji? Muszę się wyprowadzić z pokoju, który wynajmuję. Nie mam już na czynsz. Możemy oboje sobie pomóc. Może to przeznaczenie – zażartowałam i uśmiechnęłam się tak słodko, jak tylko potrafiłam.
– Tomek. Ta dziewczyna ma rację, spadła nam z nieba. Ja już ją polubiłam. Weź od pani telefon i niech jutro do nas przyjdzie, porozmawiamy. Chyba mam coś do powiedzenia? To mnie ta pani będzie przewijać, nie ciebie – wtrąciła się starsza pani.
Tomasz westchnął.
– Mama zawsze musi mieć ostatnie słowo. Proszę mi zapisać swój numer.
Tę noc spędziłam u sąsiadki na podłodze. Rano, kiedy Janusz poszedł do pracy, spakowałam rzeczy Uli do jednej torby, a moje do drugiej. Odwiozłam Ulę do rodziców pekaesem. Mała całą drogę płakała.
– Przecież kochasz babcię i dziadka, będzie fajnie. To tylko na krótko, coś wymyślę. Ale nie możemy już mieszkać z tatą. Rozumiesz, prawda?
Od rodziców uciekłam po półgodzinie. Całą powrotną drogę do Gdańska to ja płakałam. I oddzwoniłam do Janusza, który dzwonił już kilkanaście razy.
– Nie wrócę. Nigdy. A dopóki nie pójdziesz na odwyk, nie zobaczysz Uli. Mam obdukcję i zeznanie sąsiadki. Spróbuj fiknąć, a doniosę na ciebie na policję – skłamałam. Chyba się wystraszył, bo od tamtego dnia się nie odezwał.
Z dworca zadzwoniłam do pana Tomasza. Umówiliśmy się na dwudziestą. Zostawiłam walizkę w schowku.
– Proszę siadać, pogadamy, a Tomek zrobi nam herbaty – zarządziła pani Teresa.
Dowiedziałam się, że jest wdową od wielu lat, a Tomek to jej jedyny syn.
– Wnuków nie mam. Tomek miał trzy żony, ale żadna nie urodziła mu dziecka. A teraz proszę opowiedzieć o sobie.
– Nie powiedziałam w szpitalu całej prawdy – postanowiłam, że przyznam się do kłamstwa. Ale o Uli na razie nie wspomnę. – Nie straciłam pracy, bo jej nigdy nie miałam. Uciekłam od męża pijaka. To on złamał mi nos i żebra. Zdecydowałam, że po raz ostatni. Wczoraj spałam u sąsiadki. Jeśli pani nie da mi pracy, będę musiała iść do schroniska dla kobiet.
Poczuła, że może mi zaufać
Pani Teresa długo milczała.
– Zrobimy tak. Na razie nie będziemy wszystkiego mówić Tomkowi. On się nie zna na ludziach i zaraz coś zacznie wymyślać. Ale ja pani wierzę. I myślę, że się dogadamy.
W tym momencie pan Tomasz przyszedł z herbatą.
– O, wspaniale, a skoczysz jeszcze po ciasteczka?
Gdy syn zniknął w kuchni, pani Teresa poprosiła mnie, żebym podała jej torebkę.
– Ma tu pani 100 zł, proszę znaleźć dziś jakiś hotel. Proszę nic nie mówić, odda mi pani z pierwszej pensji.
Zdążyłam schować banknot do kieszeni, gdy wrócił pan Tomasz.
– Pogadałyśmy sobie z panią Joanną jak kobieta z kobietą. Pani Joanna wprowadzi się jutro. Żebyś mógł się szykować do tego swojego Dubaju. Tak, tak, leć, my sobie poradzimy. I ze szpitalem, i w ogóle.
– Ale może chociaż przełożę wyjazd, no przecież operacja…
– Tomek, a w czym mi tam pomożesz? Będziesz trzymał skalpel? – zakpiła pani Teresa. – Pani Joanna będzie mnie odwiedzać i wszystkim się zajmie.
Dopóki następnego dnia nie usiadłam na łóżku w moim nowym pokoju, bałam się uwierzyć, że mam dach nad głową. Mieszkanie było duże. Salon, kuchnia, dwie sypialnie i jeszcze składzik. Do tego wielki taras pełen kwiatów. Bardzo mi było smutno, że nie ma ze mą Uli. Następnego dnia pan Tomasz wyjechał. Zdążył mi pokazać, gdzie jest ulubiony warzywniak mamy, a gdzie piekarnia. W poniedziałek odwiozłam panią Teresę do szpitala. Wieczorem kupiłam najtańsze wino w sklepie i paluszki. I przez jeden wieczór udawałam wielką damę, przerzucając kanały w telewizorze.
Pani Teresa wróciła tydzień później. Co dwa dni przychodził rehabilitant. Po dwóch tygodniach potrafiła już przejść kilka kroków z balkonikiem. Cieszyłam się z jej postępów, ale zaczęłam się bać, że zaraz stracę pracę. I co dalej? Wszystko, co zarobiłam, odłożyłam. Ale to przecież nie wystarczy na długo. Ula, kiedy do niej dzwoniłam, płakała. Po powrocie pana Tomasza wreszcie miałam wolną niedzielę. Pojechałam do rodziców. Na zabawę z Ulą miałam półtorej godziny, ale było warto.
– Mamusiu, mogę wrócić z tobą? – pytała cały czas.
– Jeszcze nie teraz, kochanie, jeszcze nie – odpowiedziałam. Z trudem powstrzymywałam łzy.
Wieczorem przygotowałam kolację
– Wspaniałe te placki, naprawdę – pan Tomasz zachwycał się moimi racuchami. No cóż, dwa lata gastronomika nie poszły na marne…
– Pani Joanno, musimy ustalić, co dalej – pan Tomasz przyszedł za mną do kuchni.
Zamarłam. To już teraz. Podziękuje mi.
– Mama mówi, że nie wyobraża sobie, jak miałaby sobie radzić bez pani. Do tej pory nie chciała słyszeć o pomocy na stałe. Ledwie tolerowała kogoś do sprzątania. Nie wiem, jak pani to zrobiła. Zgodzi się pani zostać?
– Bardzo chętnie, ale muszę się do czegoś przyznać. Panu i pani Teresie – postanowiłam, że albo teraz powiem prawdę, albo będę tego żałować.
Wróciliśmy do salonu.
– Panie Tomku, pana mama ten fragment już zna. Kiedy się spotkaliśmy w szpitalu, uciekłam od męża, który pobił mnie po raz kolejny. Nie straciłam pracy, bo jej nie miałam. Ale nawet pani Teresie nie powiedziałam całej prawdy…
Zauważyłam, że moja pracodawczyni zaciska wargi. To nie wróżyło mi dobrze. Ale nie było odwrotu. Powiedziałam wszystko. O mężu, rodzicach i Uli. Nie wytrzymałam, i na koniec się poryczałam.
– Tak bardzo za nią tęsknię. Zrobię wszystko, żeby miała normalnie dzieciństwo. I lepsze życie.
Owinęła sobie ciocię wokół palca
Zapadła cisza. Pan Tomasz patrzył na mamę, ona na niego.
– Tomek, przyślij tu jutro kogoś, żeby opróżnił graciarnię. Połowę trzeba wynieść do piwnicy, a resztę wyrzucić. Potem pojedziecie z Asią do Ikei. Młoda dama musi mieć łóżko, biurko, szafę. Dyrektorka tej szkoły po drugiej stronie ulicy to córka mojej znajomej. Myślę, że załatwi małej miejsce w kilka dni – ku mojemu zdziwieniu pan Tomasz przytakiwał i nawet się uśmiechał. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. – Szkoda, że nie powiedziałaś wcześniej. Mała nie musiałaby zmieniać szkoły. I mam nadzieję, że to już koniec tajemnic?
Zaczęłam dziękować, ale przerwał mi pan Tomasz.
– To ja powinienem pani podziękować. Dzięki pani córce mama może wreszcie przestanie mi wiercić dziurę w brzuchu o wnuki – uśmiechnął się i mrugnął do mnie porozumiewawczo.
Ula zamieszkała z nami kilka tygodni temu. W nowej szkole szybko się odnalazła. „Ciocię” Teresę owinęła sobie wokół palca. Właśnie udało jej się ją przekonać, że mały kotek to jest to, czego nam brakuje. Jutro zaczniemy przeglądać ogłoszenia. Po raz pierwszy od bardzo dawna się nie boję.